Paul Tillich, A History of Christian Thought, edited by Carl E. Braaten, New York 1972, tłum. M. Jelinek.
Wprowadzenie: Pojęcie dogmatu
Każde ludzkie doświadczenie implikuje element myśli. Z prostego faktu, ponieważ intelektualne i duchowe życie człowieka jest ucieleśnione w jego języku. Język jest myślą wyrażoną w słowach mówionych i słuchanych. Nie ma ludzkiego życia bez myśli. Emocjonalizm, który szerzy się w religii, nie jest czymś więcej niż myśleniem, ale jest czymś mniej. Redukuje on religię do poziomu człekokształtnego doświadczenia rzeczywistości.
Schleiermacher podkreślił funkcję „uczucia” w religii, a Hegel podkreślił funkcję „myśli”, dając początek napięciu między nimi dwoma. Hegel powiedział, że uczucie mają nawet psy, ale człowiek ma myśl. Było to oparte na niezamierzonym niezrozumieniu tego, co Schleiermacher rozumiał przez „uczucie”, to niezrozumienie sami dziś często powielamy. Jednak wyraża to prawdę, że człowiek nie może istnieć bez myśli. Musi myśleć nawet gdy jest najbardziej pobożnym chrześcijaninem bez żadnej teologicznej edukacji. Nawet w religii używamy pojęć dla specjalnym przedmiotów; odróżniamy boskie akty; odnosimy do siebie symbole i wyjaśniamy ich znaczenie. Język jest w każdej religii, a gdzie jest język, tam są uniwersalia albo pojęcia, z których każdy musi korzystać, nawet na najbardziej prymitywnym poziomie myśli. Interesującym jest to, że ten konflikt pomiędzy Heglem a Schleiermacherem był już antycypowany w trzecim wieku przez Klemensa Aleksandryjskiego, który powiedział, że jeśli zwierzęta miałyby religię, to byłaby ona głucha, bez słów.
Rzeczywistość poprzedza myśl; jednak równie prawdziwe jest zdanie, że myśl kształtuje rzeczywistość. Są one zależne od siebie; jedna nie można być wyabstrahowana od drugiej. Powinniśmy o tym pamiętać, gdy przejdziemy do dyskusji na temat Trójcy i chrystologii. To tutaj na podstawie wielu przemyśleń Ojcowie Kościoła podjęli decyzje, które wpłynęły na życie wszystkich chrześcijan, nawet tych najbardziej prymitywnych.
Istnieje również rozwój metodologicznej myśli, który przebiega według zasad logiki oraz używa metod w celu uporania się z doświadczeniami. Gdy ta metodologiczna myśl jest wyrażona w mówieniu lub pisaniu oraz jest komunikowana innym ludziom, to wtedy powstaje doktryna teologiczna. Jest to rozwój wykraczający poza prymitywniejsze wykorzystanie myśli. Idealnie taki rozwój prowadzi do teologicznego systemu. Dziś system nie jest czymś, w czym można żyć. Każdy, kto żyje w systemie, po pewnym czasie czuje, że staje się on więzieniem. Jeśli stworzycie teologię systematyczną, jak ja, będziecie starali się wykroczyć poza nią, aby nie zostać przez nią uwięzionym. Jednak system jest potrzebny, ponieważ jest formą zwartości (consistency). Zauważyłem, że studenci, którzy wyrażają największe niezadowolenie z systematycznego charakteru mojej teologii są tymi samymi, którzy są najbardziej zniecierpliwieni, gdy odnajdują moje dwa twierdzenia, które są ze sobą sprzeczne. Są nieszczęśliwi, że znaleźli punkt, w którym ukryty system ma lukę. Ale gdy dalej rozwijam system, aby załatać tę lukę, odczuwają, że jest to złośliwa próba z mojej strony, aby ich uwięzić. To bardzo interesująca podwójna reakcja. Jest to jednak zrozumiałe, ponieważ jeśli system jest traktowany jako ostateczna odpowiedź, to staje się on wtedy nawet gorszy niż więzienie. Jeśli jednak rozumiemy system jako próbę zebrania teologicznych koncepcji w jedną zwartą formę ekspresji, w której nie ma sprzeczności, to wtedy systemu nie możemy go uniknąć. Nawet jeśli myślicie tylko we fragmentach, jak niektórzy filozofowie i teologowie czynili (nawet niektórzy wspaniali), to każdy fragment pośrednio zawiera w sobie system. Gdy czytacie fragmenty Nietzschego – moim zdaniem największego fragmentarystę filozoficznego – możecie znaleźć cały system życia (system of life) ukryty w każdym fragmencie. W ten sposób nie można uniknąć systemu, chyba, że postanowiliście tworzyć bezsensowne i wewnętrznie sprzeczne twierdzenia. Oczywiście czasem tak się dzieje.
System niesie niebezpieczeństwo nie tylko w stawaniu się więzieniem, ale również w poruszaniu się w sobie (moving within itselft). Może się on oddzielić od rzeczywistości i stać się czymś, co jest ponad rzeczywistością, którą miał opisywać. W związku z czym moje zainteresowanie nie leży tak bardzo w systemach jako takich, ale w ich mocy wyrażania rzeczywistości Kościoła i jego życia.
Doktryny Kościoła zostały nazwane dogmatami. Dawniej ten rodzaj przedmiotu akademickiego nazywał się „historią dogmatu”. Dziś nazywamy go „historią myśli chrześcijańskiej”, ale to tylko zmiana nazwy. W rzeczywistości nikt nie byłby w stanie zaprezentować pełnej historii tego, co każdy z teologów w Kościele chrześcijańskim myślał. Byłby to ocean sprzecznych idei. Cel tego przedmiotu jest inny, po prostu, aby pokazać te myśli, które stały się przyjętymi ekspresjami życia Kościoła. To właśnie znaczyło pierwotnie słowo „dogmat”.
Pojęcie dogmatu jest jedną z tych rzeczy, które znajdują się pomiędzy Kościołem a świeckim światem. Najbardziej świeccy ludzie boją się dogmatów Kościoła i nie tylko świeccy, ale również sami członkowie Kościołów. „Dogmat” jest jak czerwona płachta na byka; prowokuje gniew i agresję, a w niektórych przypadkach walkę. Myślę, że to ostatnie jest najczęściej przypadkiem świeckich ludzi w relacji do Kościoła. Aby to zrozumieć, musimy prześledzić historię pojęcia dogmatu, która jest bardzo interesująca.
Pierwszy krok w tej historii to użycie „dogmatu” pochodzącego z greckiego słowa dokein, co oznacza „myśleć, wyobrażać albo mieć zdanie”. W szkołach greckiej filozofii, poprzedzających chrześcijaństwo, dogmata były doktrynami, które odróżniały różne szkoły od siebie, akademicy (Platon), perypatetycy (Arystoteles), stoicy, sceptycy, pitagorejczycy. Każda z tych szkół miała swoje fundamentalne doktryny. Jeśli ktoś chciał zostać członkiem jednej szkoły, musiał zaakceptować przynajmniej podstawowe założenia, które odróżniały te szkołę od innych. Więc nawet szkoły filozoficzne nie były bez swoich dogmata.
W podobny sposób chrześcijańskie doktryny były rozumiane jako dogmata, które odróżniały chrześcijańską szkołę od filozoficznych szkół. Było to przyjęte jako naturalne; nie była to czerwona płachta, która powoduje gniew. Chrześcijański dogmat we wczesnym okresie był wyrazem tego, co chrześcijanie przyjęli, gdy wkraczali do chrześcijańskich zborów, z wielkim ryzykiem i z tremendalnym przeobrażeniem ich żyć. Więc dogmat nigdy nie był tylko teoretycznym twierdzeniem jednostki; był ekspresją rzeczywistości, rzeczywistości Kościoła.
Po drugie, wszystkie dogmaty były formułowane negatywnie, czyli jako reakcje przeciwko błędnej interpretacji wewnątrz Kościoła. Jest to prawdą nawet w odniesieniu do Symbolu Apostolskiego. Weźcie pierwszy artykuł wyznania: „Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi”. Nie to jest po prostu twierdzenie, które mówi coś w sobie. Jest to jednocześnie odrzucenie dualizmu, sformowane po walce toczącej się na śmierć i życie przez sto lat. To samo jest prawdą w odniesieniu do innych dogmatów. Im są one późniejsze, tym wyraźniej widać ich negatywny charakter. Możemy nazywać je ochronnymi doktrynami, ponieważ w założeniu miały one chronić istotę biblijnego orędzia. W pewnym stopniu istota była płynna; oczywiście istniał stały rdzeń, tj. wyznanie, że Jezus był Chrystusem. Ale oprócz tego wszystko było w ruchu. Gdy powstały nowe doktryny, które zdawały się podkopywać fundamentalne wyznanie, to ochronne doktryny zostały do niego dołączone. W ten sposób powstały dogmaty. Luter rozumiał ten fakt, że dogmaty nie były wynikiem teoretycznego zainteresowania, ale powstały z potrzeby ochrony chrześcijańskiej istoty.
Ponieważ każde nowe ochronne twierdzenie bywało samo przedmiotem błędnego rozumienia, zawsze istniała potrzeba precyzyjniejszych teoretycznych sformowań. Aby to zrobić potrzebne było użycie filozoficznych pojęć. To w ten sposób wiele filozoficznych koncepcji stało się częścią chrześcijańskich dogmatów. Luter był na ten temat szczery; otwarcie deklarował niechęć do słów takich jak „trójca”, czy „homoousios” itp., ale przyznawał, że niestety musiały być użyte, ponieważ nie mamy lepszych słów. Teoretyczne sformułowania muszą zostać użyte, gdy inni formują teoretyczne doktryny w taki sposób, że istota zdaje się być zagrożona.
Kolejnym krokiem w historii tego pojęcia było zaakceptowanie dogmatów jako prawa kanonicznego przez Kościół. Prawo według kanonu jest zasadą myśli i zachowania. Prawo kanoniczne jest prawem kościelnym, któremu wszyscy, którzy należą do Kościoła muszą się podporządkować. Tak więc dogmat otrzymuje sankcję prawną. W Kościele Rzymskokatolickim dogmat jest częścią prawa kanonicznego; jego autorytet pochodzi z prawnej sfery. Jest to zgodne z ogólnym rozwojem Kościoła rzymskiego; słowo „rzymski” ma konotację legalistycznego rozwoju.
Jednak, tremendalna reakcja przeciwko dogmatowi w ostatnich czterech stuleciach nie powstała bez jeszcze jednego etapu: prawo kościelne zostało zaakceptowane jako prawo cywilne przez średniowieczne społeczeństwo. Oznacza to, że osoba, która łamie prawo kanoniczne nie jest tylko heretykiem, który nie zgadza się z fundamentalnymi doktrynami Kościoła, ale jest również przestępcą przeciwko państwu. Jest to ostatni etap, który stworzył radykalną reakcję przeciwko dogmatowi we współczesności. Odkąd heretyk podkopuje nie tylko Kościół, ale również państwo, musi nie tylko zostać ekskomunikowany, ale również wydany w ręce władzy cywilnej, by został ukarany jako przestępca. To przeciwko temu rodzajowi dogmatu walczyło Oświecenie. Sama Reformacja była w zasadzie zgodna z wcześniejszym rozwojem dogmatu. Ale z pewnością od Oświecenia każde liberalne myślenie odznaczało się próbą uniknięcia dogmatu. Ta tendencja była również wspierana przez rozwój nauki. Nauka i filozofia musiała otrzymać całkowitą wolność, aby umożliwić im twórczy rozwój.
W swojej słynnej Historii dogmatu, Adolf von Harnack zadał pytanie, czy dogmat nie osiągnął swego kresu ze względu na odejście (dissolution) od niego we wczesnym okresie Oświecenia. Przyznał jednak, że wciąż istnieje dogmat w ortodoksyjnym protestantyzmie, ale wierzył, że ostatni etap w historii dogmatu został osiągnięty, gdy protestancki dogmat został porzucony (dissolve) przez Oświecenie. Od tamtej pory nie ma tak naprawdę dogmatu w protestantyzmie. To sugeruje bardzo wąskie pojęcie dogmatu, i Harnack był świadomy, że używa tego pojęcia w wąskim znaczeniu, a dokładnie, w znaczeniu chrystologiczno-trynitarnej doktryny starożytnego Kościoła. Reinhold Seeberg podkreślił, że przeciwnie, dogmatyczny rozwój nie zakończył się z przyjściem Oświecenia, ale wciąż ma miejsce.
W związku z czym natrafiamy na bardzo ważne pytanie systematyczne. Czy są jakieś dogmaty w dzisiejszym protestantyzmie? Ci z was, którzy zostaną duchownymi muszą przejść pewien rodzaj egzaminu w Kościele, który jest bardziej egzaminem wiary niż wiedzy. Kościoły chcą wiedzieć, czy zgadzasz się z ich fundamentalnymi dogmatycznymi zasadami. Często przeprowadzają te egzaminy w bardzo płytki sposób, bez większego zrozumienia rozwoju teologii od czasów ortodoksji protestanckiej. Wielu studentów czuje wewnętrzny sprzeciw wobec tych egzaminów wiary, ale nie powinniście zapominać, że stajecie się częścią konkretnego grupy, która różni się od innych grup. Po pierwsze, jest to chrześcijańska, a nie pogańska grupa; albo jest to protestancka, a nie katolicka grupa; a wewnątrz protestantyzmu może to być episkopalna albo baptystyczna grupa. To oznacza, że Kościół jest usprawiedliwiony w tym, że chce posiadać reprezentantów, którzy wykazują pewną akcepcję jego podstaw. Każda drużyna baseballu wymaga od swoich członków akceptacji pewnych zasad i standardów. Dlaczego Kościół miałby pozostawić to całkowicie arbitralnym uczuciom jednostek? To niemożliwe.
Jednym z zadań teologii systematycznej jest pomóc Kościołom rozwiązać ten problem w taki sposób, który nie jest zbyt kołtuński (narrow-minded) i nie jest zależny od XVI- i XVII-wiecznych teologów. Istnieje pewien podstawowy punkt, który zostaje zaakceptowany, gdy ktoś akceptuje Kościół. Uważam, że nie jest sprawą Kościoła wymagać od swoich duchownych przyjęcia szeregu dogmatów. Jak mogą oni szczerze twierdzić, że nie mają żadnych wątpliwości w stosunku do tych dogmatów? Jeśli nie mają wątpliwości, to trudno będzie im być dobrymi chrześcijanami, ponieważ intelektualne życie jest dwuznaczne, tak samo jak życie moralne. A kto nazwałby się moralnie perfekcyjnym? Więc jak również ktoś może nazwać się intelektualnie perfekcyjnym? Element wątpliwości jest elementem samej wiary. Co Kościół powinien zrobić, to zaakceptować kogoś, kto twierdzi, że wiara, na której Kościół opiera się jest sprawą jego ostatecznego zatroskania, któremu pragnie służyć całą swoją siłą. Ale jeśli proszą go o to, żeby powiedział, co uważa na temat tej albo tamtej doktryny, to zmuszają go do pewnej nieuczciwości. Jeśli powie, że zgadza się całkowicie z daną doktryną, na przykład z doktryną dziewiczego poczęcia, to albo jest nieuczciwy, albo musi przestać myśleć. Jeśli nie może przestać myśleć, to musi również wątpić. To jest problem. Sądzę, że jedynym rozwiązaniem na protestanckim gruncie jest powiedzieć, że cały ten zbiór doktryn reprezentuje jego własną troskę ostateczną, że pragnie on służyć w tej grupie, która ma tę podstawę jako swą troskę ostateczną (which has this basis as its ultimate concern). Ale nikt nie powinien obiecać, że nie będzie wątpił w żadną z tych konkretnych doktryn.
Dogmat nie powinien być obalany, ale powinien być interpretowany w taki sposób, żeby nie był więcej hamującą mocą, która powoduje nieszczerość i walkę. Zamiast tego jest on wspaniałym i znaczącym wyrazem aktualnego życia Kościoła. W ten sposób postaram się to pokazać, omawiając te dogmaty, nawet gdy są wyrażone w najbardziej abstrakcyjnych sformułowaniach za pomocą narzędzi trudnych greckich pojęć, zajmujemy się rzeczami, które Kościół uważał za najbardziej adekwatne wyrazy swojego życia i pobożności w swojej walce na śmierć i życie przeciwko pogańskim i żydowskim światom na zewnątrz oraz przeciwko wszystkim dezintegrującym tendencjom, które pojawiły się wewnątrz. Podsumowując, powinniśmy oceniać dogmat bardzo wysoko; jest w nim coś wspaniałego. Ale nie powinien być traktowany jako zestaw konkretnych doktryn, pod którymi trzeba się podpisać. Byłoby to wystąpienie przeciwko duchowi dogmatu, przeciwko duchowi chrześcijaństwa.