Łk 17,5-6
Dzisiejszej niedzieli rozważamy krótki dialog Jezusa z uczniami. Jest on niezwykle zaskakujący i tajemniczy. Apostołowie zdają się nie mieć wiary, dlatego proszą o nią Jezusa. Jezus opowiada, że tak naprawdę tylko odrobina wiary wystarczy, żeby móc rozkazać drzewu, żeby same się wyrwało z korzeniami, a następnie zasadziło się w morzu. I tyle. Na tym kończy się lekcja Jezusa.
Dialog, który czytamy jest jednak wyciągnięty z szerszego kontekstu. Prośba Apostołów o wiarę została skierowana do Jezusa zaraz po tym, jak usłyszeli od niego kilka pouczeń. Co takiego powiedział im Jezus? Do czego potrzebna jest Apostołom wiara?
Pierwsza lekcja Jezusa do swoich uczniów brzmi:
Niemożliwe jest, żeby nie przyszły zgorszenia, ale biada temu, przez którego przychodzą.
Czym są zgorszenia o których mówi Jezus? Słowo w języku greckim oznacza pułapkę na zwierzęta albo sidła na przeciwnika. To, co sprawia, że inna osoba się potyka. Jest to metafora. To, co jest przyczyną upadku, błędu czy pogubienia się innego człowieka. To, co sprawia, że drugi człowiek czuje się zgorszony. Wpada w zakłopotanie. Traci swoją dotychczasową wiarę.
Co może być powodem zgorszenia? Inne poglądy polityczne. Inne przekonania religijne. Inne zachowania i zwyczaje. Inny ubiór. Inna moralność. Wszystko, co wymyka się przyzwyczajeniom i burzy poczucie porządku, może stać się przyczyną zgorszenia.
Według Jezusa pojawienie się zgorszeń jest nieuniknione. Działalność Apostołów będzie powodem dla zgorszenia innych. Chrześcijaństwo było zgorszeniem dla pobożnych żydów, ponieważ chrześcijanie nie przestrzegali wiele żydowskich praw i zwyczajów. W oczach pobożnych żydów byli bezbożni. Chrześcijaństwo było zgorszeniem dla pogan, ponieważ chrześcijanie odrzucali tradycyjnych bogów i nie czcili władców politycznych. W oczach pobożnych pogan byli ateistami. Był to powód dla którego chrześcijaństwo było prześladowane przez władze państwowe i władze religijne. W pierwszych wiekach chrześcijaństwo było postrzegane jako niebezpieczne. Według ówczesnej władzy chrześcijanie burzyli porządek, siali zgorszenie, byli dziwakami i nie pasowali do reszty społeczeństwa. I Jezus jest tego świadomy. Mówi, że niemożliwe jest, żeby nie pojawiło się żadne zgorszenie. Jednocześnie dodaje: „biada temu, przez którego przychodzą zgorszenia”.
Lepiej byłoby dla niego, gdyby uwiązano mu u szyi kamień młyński i wrzucono do morza, niż żeby zgorszył jednego z tych małych. Uważajcie na siebie.
Bycie sprawcą zgorszenia oznacza wielkie nieszczęście. Ten, który jest powodem zgorszenia staje się podejrzany i nieakceptowany. Jest uznany za niemoralnego i niebezpiecznego. Lepszą sytuacją i wygodniejszą sytuacją dla takiego człowieka byłoby aby przepadł na zawsze. Aby utonął jak kamień w wodzie. Aby zapadł się pod ziemię. Jest to lepsze aniżeli, żeby był odpowiedzialny za zgorszenie u jednego z tych małych. To właśnie apostołowie mogą stać się przyczyną takiego zgorszenia. Ich działalność jest ogromnym ryzykiem. Szczególnie dla tych małych i prostych ludzi. Tych, którzy całe życie byli pobożnymi żydami, składali krwawe ofiary w świątyni, nie jedli niekoszernego jedzenia i przestrzegali sabatu. Albo dla tych, którzy całe życie byli zlęknionymi poganami, którzy w strachu czcili różnych bogów i władców politycznych. A teraz chrześcijanie im mówią, że to wszystko nie ma ostatecznie znaczenia. Ponieważ liczy się tylko to, co objawiło się w Jezusie, który był Chrystusem.
I teraz ludzie widzą jak chrześcijanie wywracają im świat do góry nogami. Nawróceni chrześcijanie porzucają wiarę swoich ojców. Mogą powodować niepokój w swoich rodzinach, które nie rozumieją ich wyborów. Nawróceni chrześcijanie mają niespokojne sumienie, ponieważ drastycznie zmieniają swoje dotychczasowe życie. Apostołowie stoją więc przed trudnym zadaniem. Muszą nauczać czegoś nowego i jednocześnie wiedzą, że mogą stać się winnymi zgorszenia małych i prostych ludzi. Mają nauczać o tym, że prawdziwym Panem i Zbawicielem nie jest cesarz czy inny polityczny władca, ale jest nim Jezus. Jest to napięcie nie do zniesienia. Wygodniejszym i prostszym zadaniem byłoby po prostu zawiązanie sobie kamienia na szyi i rzucenie się do morza. Apostołowie stoją, więc przed trudnym zdaniem.
Druga lekcja Jezusa brzmi:
Jeżeli twój brat zawini, upomnij go, a jeśli się opamięta, przebacz mu.
Uczniowie Jezusa są wezwani do upominania i przebaczania swoim braciom. Apostołowie muszą staje być gotowi, aby przebaczać.
Często krzywdzimy naszych bliskich. Odrzucamy ich. Jesteśmy powodem ich łez. Ich niskiego poczucia własnej wartości. Naszym zachowaniem sprawiamy, że czują się bezwartościowi i zbędni. I bardzo często nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Często sami jesteśmy krzywdzeni. Jesteśmy odrzucani i wyśmiewani. Ci, którzy są powodem naszego bólu, nie zdają sobie sprawy, z tego co robią. A gdy zostają uświadamiani, to często nie chcą przyjąć tego do wiadomości.
Jezus mówi: jeśli twój brat zawini, upomnij go, powiedz mu. Nie ukrywaj swojego bólu. Pokaż mu.
A jeśli w końcu dotrze to do niego, przebacz mu. Jedną z trudniejszych rzeczy jest właśnie przebaczanie. I chodzi tu o szczere i autentyczne przebaczenie. Takie, które nie ignoruje drugiego człowieka. Przebaczenie, które nie wynika z wygody i własnej korzyści. I gdy takie prawdziwie przebaczenie ma miejsce, to wtedy zbliża do siebie osoby. Czy jednak przebaczenie ma swoje granice?
Gdyby nawet siedmiokrotnie w ciągu dnia zawinił wobec ciebie i siedmiokrotnie zwrócił się do ciebie, mówiąc: Zmieniam swoje postępowanie – przebacz mu.
Według Jezusa przebaczenie nie ma ograniczeń. Bycie uczniem Jezusa wymaga nieustannego przebaczania drugiemu człowiekowi. Nieustannego wychodzenia ze strefy własnego komfortu. Bycie uczniem Jezusa wymaga ciągłego narażania się na kolejne zranienia. Nieustannego konfrontowania się z osobą, która wyrządziła nam krzywdę. Nie zamykania się na drugiego człowieka, nawet gdy w pamięci wciąż mamy wspomnienia bólu i krzywdy. Jest to bardzo trudne, ponieważ wymaga nieustannej otwartości. A otwartość wiąże się z ryzykiem.
Uczniowie Jezusa słysząc te słowa poczuli się bezradni. I my też powinniśmy czuć się bezradni.
Wtedy apostołowie powiedzieli do Pana: Dodaj nam wiary.
Apostołowie poczuli się bezradni wobec zadań, jakie postawił przed nimi ich Mistrz. Wytrwałość w nauczaniu, gdzie w każdej chwili można być powodem zgorszenia dla innych ludzi oraz gotowość do nieustannego przebaczania to jedne z najtrudniejszych zadań chrześcijanina. Jak znaleźć siłę wewnętrzną, która pozwoli na takie życie? Jak dokonać czegoś, co wydaje się być trudniejsze od rzucenia się z kamieniem na szyi do morza? Jak znieść ciągłe bycie otwartym na zranienia? Moc, która na to wszystko pozwala, została nazwana przez naszą Ewangelię wiarą. Apostołowie proszą Jezusa o wiarę.
Pan zaś odpowiedział: Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy i powiedzieli do morwy: Wyrwij się z korzeniami i przesadź do morza – byłaby wam posłuszna.
Morwa należy drzew, które potrafią rosnąć w ziemi prawie 600 lat. Mają tak rozwinięty system korzeni, że wyrwanie ich byłoby bardzo trudne. Polecenie, żeby drzewo samo się wyrwało i przesadziło do morza jest niemożliwe i nielogiczne, wręcz absurdalne. I o to chodzi w naszej lekcji. Nawet najmniejsza wiara jest w stanie zdziałać rzeczy, które normalnie wydają się nam niemożliwe. Apostołowie proszą o wiarę, która pozwoliłaby im znieść rzeczy trudne i niewygodne. Jezus odpowiada, że malutka wiara pozwala zrobić jeszcze trudniejsze rzeczy.
Czym jest ta wiara, która daje siłę, aby mierzyć się z trudnościami bycia uczniem Jezusa? Wiarę, która daje odwagę życia w obliczu ciągłych oskarżeń i zranień oraz daje siłę do nieustannego przebaczenia?
Z pewnością nie jest nią intelektualne przekonanie o prawdziwości czegoś niewiarygodnego. Jezus nie domaga się od uczniów uznawania jakiś prawd wiary. Nasze przekonania intelektualne nie są też źródłem naszej siły i odwagi. Wiara jest stanem bycia pochwyconym przez źródło miłości i odwagi. Jest stanem, w którym przepełnia nas moc Ducha Bożego. Gdy jesteśmy przepełnieni taką miłością i odwagą, to mamy moc mierzyć się nawet z najtrudniejszymi zadaniami. Mamy siłę, żeby być uczniami Jezusa, bo doświadczyliśmy miłości, która jest ważniejsza niż wszystkie religie, zwyczaje i tradycje. Mamy odwagę, aby skonfrontować się z bliskimi, którzy nas zranili i nam zaszkodzili, bo doświadczyliśmy, że drugi człowiek jest źródłem miłości. Mamy siłę, żeby przebaczać sobie nawzajem, bo czujemy, że ostatecznie nie jesteśmy sobie obcy, ale wszyscy jesteśmy jednością.
Wszystko to jest owocami wiary. I jest to wiara, o którą wszyscy prosimy Boga, nawet nieświadomie. I jest to wiara, która jest darem Ducha Bożego. Amen!
Mateusz Jelinek otworzył mi uszy, abym lepiej słyszał, otworzył mi oczy, abym lepiej widział. Niby to wszystko słyszałem, ale jakoś inaczej. Nie słyszałem Dobrej Nowiny. Jak mówi Mateusz, to ja Dobrą Nowinę słyszę.