Mi 5,1-4a
24 grudnia. Wigilia Bożego Narodzenia. Choć dzisiejszy dzień nie jest tak naprawdę świętem, ale poprzedza święta, jest wieczorem przed świętem Bożym Narodzeniem, to w naszym kraju jest jednym z bardziej rodzinnych dni w roku. Obchodzimy go świątecznie. Szczególnie za sprawą uroczystej wigilijnej kolacji, na którą czekamy. Za sprawą prezentów pod choinką i wspólnego łamania się opłatkiem. Dla wielu jest to dzień, kiedy do domu rodzinnego zjeżdżają się dzieci, które na co dzień już nie mieszkają z rodzicami. Jest to dzień, kiedy dziadkowie i babcie zasiadają do stołu razem ze swoimi dziećmi i wnukami. Jest to magiczny czas rodzinnych kłótni, rozmów przy stole, wielkiej miłości i świątecznej grudniowej atmosfery. Dla niektórych, niestety, jest to czas, kiedy szczególnie doskwiera samotność. We znaki daje się brak rodziny czy bliskich.
Boże Narodzenie, a więc święto przyjścia Boga – pamiątka przyjścia na świat Jezusa. Choć historycy do dziś spierają się odnośnie prawdopodobnej daty narodzin dzieciątka Jezus, to przyjęło się obchodzić Boże Narodzenie wraz z przesileniem zimowym. Dzień, w którym występuje przesilenie grudniowe, jest dla nas najkrótszym dniem w roku. Kościół przyjął datę Bożego Narodzenia na grudzień. Święto przyjścia na świat Zbawiciela – według dawnego kalendarza – to najciemniejszy i najmroczniejszy dzień. Bohater, na którego urodziny czekamy, przychodzi właśnie, gdy otacza nas największa ciemność. Jest światłością, która rozświetla mrok, zmienia naszą perspektywę i rzeczywistość, przenika ciemności. Od dnia jego przyjścia każdy dzień zaczyna być dłuższy i jaśniejszy.
W tym wigilijnym nastroju przyszło nam czytać i rozważać słowa proroka Micheasza, który zapowiada przyjście nowego króla. Zapowiada przyjście wymarzonego władcy. Tego, który narodzi się w miejscowości Betlejem. Betlejem nie było stolicą, nie było to metropolią. Była to mała i niepozorna miejscowość. Według proroka narodziny dziecka są znakiem przyjścia nowego władcy. Zakończy on czas niewoli. Sprawi, że powrócą do domu wszyscy zagubieni i wygnani. Będzie opiekował się ludem niczym pasterz, który zajmuje się owcami. Jego przyjście będzie oznaczało nastanie wyczekiwanego pokoju.
Stałym elementem każdej Wigilii Bożego Narodzenia jest czytanie fragmentu Ewangelii Łukasza. Podobnie jak każdego poprzedniego roku, tak też dziś czytaliśmy o wędrówce Józefa i Marii do Betlejem. O narodzinach małego Jezusa w żłobie i o tym, jak prości pasterze, pracujący w polu, dostrzegli w małym dziecku prawdziwego zbawiciela i prawdziwego króla.
Zbawiciel przychodzi jako małe dziecko. Oczekiwany król rodzi się w brudnej stajni, wśród zwierząt, jego kołyską jest koryto dla bydła. Pierwszymi gośćmi odwiedzającymi niemowlę nie są książęta, kapłani czy bogaci dworzanie, są nimi biedni pasterze. Nie jest to widok, do którego jest się przyzwyczajonym.
A jak my wyobrażamy sobie prawdziwego Mesjasza i Zbawiciela? Gdybyśmy mieli zamknąć oczy i wyobrazić sobie króla. Jak według nas powinien wyglądać prawdziwy władca, który przynosi pokój?
Pozwólcie, że opowiem wam bajkę:
W pewnej dżungli właśnie skończyła się pora deszczowa. Koniec pory deszczowej oznaczał, że w dżungli odbędą się wybory nowego władcy. Król Lew zwołał więc wszystkie zwierzęta. Zwierzęta wyposażone w karty wyborcze zebrały się, aby dokonać wyboru ich władcy. Stary Lew stanowczym i potężnym rykiem z trybuny przewodniczącego zmusił całe zgromadzenie do nabożnego milczenia. Następnie, zgodnie z rytuałem, który powtarzał się już od kilkudziesięciu lat, zabrał głos i powiedział: Drodzy przyjaciele, jak dobrze wiecie, od kiedy mamy demokracje, co roku gromadzimy się, aby wybrać króla lasu. W tym roku, tak jak zawsze, dokonamy DOB-RO-WOL-NE-GO wyboru jedynego przywódcy, który będzie mógł prawomocnie rządzić całym lasem i całą sawanną. Dobrowolnie wybierzemy tego, którego widzicie, Moją wysokość – Lwa! Wybierzemy, jak zawsze jednogłośnie…”
W tym jednak momencie w absolutnej ciszy olbrzymiego zgromadzenia dał się słyszeć piskliwy głosik. Był to głosik, który docierał gdzieś z góry, z którejś z gałęzi wielkiego drzewa. Głosik zapytał Króla Lwa: Dlaczego?
Wszystkie leśne zwierzęta odruchowo zwróciły się ku nieświadomemu, naiwnemu maleństwu, które ośmieliło się przemówić. I to jeszcze przerywając Królowi! Była to zwykła, mała małpka, uczennica czwartej klasy szkoły podstawowej, o ciemnym futerku i błyszczących oczkach.
Król Lew, rozkładając dobrodusznie ogromne łapy w ojcowskim geście pobłażania i wyrozumienia, obdarował wszystkich wymuszonym uśmiechem o 46 zębach, odpowiedział: Droga małpko, jesteś maleństwem. Dzieciom można wszystko wybaczyć. Ale kiedy urośniesz, już niedługo, ty też zrozumiesz. Każde królestwo potrzebuje króla. Każda wspólnota potrzebuje silnego przywódcy, wodza!”.
Już chciał powrócić do wątku swojego krótkiego przemówienia przedwyborczego, w przekonaniu, że odpowiedział małpce w wyczerpujący sposób. Wtedy jednak głosik ponownie zapytał: Dlaczego?
Zdumiony, poirytowany, obrażony Lew ryknął energicznie: Mała arogantko! Kto ci udzielił głosu? Czy nie wiesz, że tylko ja mogę tu mówić?!
Dlaczego? – zapytała po raz kolejny, zalękniona i drżąca, mała, naiwna małpka.
Właśnie… dlaczego? – zaczęły się zastanawiać się głośno wszystkie inne zwierząt – Dlaczego, dlaczego?
Dlatego… – zaryczał zuchwale, pieniąc się ze złości Lew – dlatego, że ja jestem najsilniejszy! Dlatego, że jestem najbogatszy i najładniejszy. Dlatego, że mam koronę. Dlatego, że mam tron. Dlatego, że wszyscy się mnie boją. Dlatego, że ja tu rządze! Dlatego, że… Dlatego, że do mnie należy zawsze ostatnie słowo i basta!
Jednak wszyscy obecni nadal pytali: Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
W ten sposób zaczęła się wielka rewolucja polityczna zwierząt.
Były Król Lew, trzęsąc się ze złości, zobaczył, że jest nagi – opuszczony przez wszystkich, nieodwołalnie osamotniony. Pokonany, wrócił na sawannę jeszcze bardziej niebezpieczny, jeszcze bardziej dziki.
Prawdziwy król, którego przyjście na świat świętujemy, nie jest Królem Lwem z naszej bajki. Jezus nie jest królem dlatego, że jest najsilniejszy, a my boimy się jego siły. Nie jest królem dlatego, że jest najbogatszy, a my chcemy jego pieniędzy i prezentów. Nie jest królem dlatego, że jest najładniejszy, a my chcemy mieć kogoś, kto ładnie nas reprezentuje. Nie jest królem, dlatego, że rodzi się w pałacu królewskim, ma złotą koronę i tron, z czym kojarzą nam się władcy. Nie jest królem, dlatego, że wydaje rozkaz poprzez swoich żołnierzy, a my musimy się mu podporządkować, poświęcić naszą wolność i uznać go władcą.
Prawdziwy król i zbawiciel jest dzieckiem z biednej stajenki. I to nie władcy tego świata, dostojni dworzanie czy pobożni kapłani jako pierwsi dostrzegają w nim Boga. Jako pierwsi dostrzegają w nim przychodzącego Boga prości i biedni ludzie. Ci, którzy nie muszą patrzeć przez pryzmat władzy, stanowisk i złota. Ci, którzy nie muszą żyć w strachu, że utracą swoją pozycję. Jak wszyscy wiemy, prawdziwy król kiedy dorośnie zostanie odrzucony. Zostanie odrzucony przez władze polityczne i religijne, które dbają jedynie o swoją pozycję.
Małe Boże dziecko jest prawdziwym królem i zbawicielem, bo nie przemawia językiem władzy i siły. Nie jest to nawet siła szantażu, siła fizyczna, materialna czy polityczna. Zbawiciel przemawia do naszych serc. Mówi językiem małego dziecka. Mówi językiem miłości. Miłości i otwartości do drugiego człowieka. Tej miłości, której on sam podporządkował się do samego końca, aż do śmierci. I tylko on może być prawdziwym królem, bo tylko prawdziwa miłość ma ostatecznie znaczenie. Wymaga od nas jedynie otwartości – otwartych serc i otwartych umysłów. Na Boga, który przychodzi do nas w miłości do drugiego człowieka.
Moi drodzy, jak co roku, z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę nam wszystkim, abyśmy potrafili z nadzieją proroka czekać na przyjście Boga, który przynosi prawdziwy pokój i sprawiedliwość. Życzę nam wszystkim, abyśmy potrafili być jak pasterze, którzy dostrzegli Boga w małym i bezbronnym dzieciątku. Abyśmy tak jak Chrystus szukali nie władzy i dominacji, ale miłości i drugiego człowieka. Pamiętajmy o tym, szczególnie w święta. Amen!