[ROZDZIAŁ IV] Obecność ciała Chrystusa w Wieczerzy
Inną rzeczą, którą podjąłem się tutaj przedstawić, jest to, że to naturalne, materialne ciało Chrystusa, w którym cierpiał tutaj, a teraz siedzi w niebie po prawicy Ojca, nie jest spożywane dosłownie i w swojej istocie, ale tylko duchowo, w Wieczerzy Pańskiej, i że nauczanie papistów, że ciało Chrystusa jest spożywane przez nas, mając rozmiar i dokładne cechy i naturę, jaką miało, kiedy się urodził, cierpiał i umarł, jest nie tylko niepoważne i głupie, ale bezbożne i bluźniercze. Po pierwsze, jest pewne, że Chrystus przyjął, z wyjątkiem skłonności do grzechu, prawdziwe człowieczeństwo składające się z ciała i duszy, tak jak my. Z tego wynika, że wszystkie cechy i wyposażenie, które należą do natury ludzkiego ciała, były rzeczywiście obecne w Jego ciele. To, co przyjął dla naszego dobra, pochodziło od nas, tak że jest On całkowicie nasz, jak powiedziałem wcześniej. Z tego wynikają dwa niezaprzeczalne wnioski: po pierwsze, że cechy, które są obecne w naszym ciele, są również obecne w ciele Chrystusa, a po drugie, że cokolwiek jest w ciele Chrystusa, co było cielesne, należy również do naszych ciał. Gdyby bowiem cokolwiek, co ma związek z naturą i charakterem ciała, znajdowało się w Jego ciele, ale brakowało go naszemu, to wydaje się, że nie przyjął tego ze względu na nas. Z jakiego powodu? Ponieważ w królestwie ciała nie ma nic poza człowiekiem, co byłoby zdolne do wiecznego błogosławieństwa. Stąd ten punkt, który poruszyłem wcześniej, że Paweł dowodzi naszego zmartwychwstania z Chrystusowego i Chrystusowego z naszego. Kiedy bowiem mówi: „Jeśli umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał” [I Kor. 15:16], jak takie rozumowanie może być rozsądne? Ponieważ Chrystus jest Bogiem i człowiekiem, któż nie odpowiedziałby od razu Pawłowi: „Błędne jest twoje rozumowanie, teologu? Albowiem ciało Chrystusa może i powinno zmartwychwstać, będąc zjednoczone z boskością, ale nasze, będąc bez boskości, nie ma tej samej mocy”. Ale rozumowanie Pawła ma swoją siłę w tym, że cokolwiek ciało Chrystusa ma, jeśli chodzi o naturę, wyposażenie i cechy ciała, ma dla nas, jako nasz archetyp i jest nasze. Stąd „Ciało Chrystusa zmartwychwstało, więc i nasze ciała zmartwychwstaną” oraz „My zmartwychwstaliśmy, więc i Chrystus zmartwychwstał” wynikają logicznie. Z tych źródeł czerpał Augustyn, ten filar teologów, kiedy powiedział, że ciało Chrystusa musi znajdować się w jakimś szczególnym miejscu w niebie ze względu na jego charakter jako prawdziwego ciała. I znowu: „Ciało Chrystusa, które powstało z martwych, musi znajdować się w jednym miejscu”. Ciało Chrystusa nie znajduje się zatem w kilku miejscach, tak jak nasze ciała. I ten pogląd nie jest mój, ale apostoła i Augustyna oraz wiary w ogóle, która, gdybyśmy nie mieli świadków tego faktu, sugerowałaby, że Chrystus stał się we wszystkim podobny do nas. Przyjął bowiem ludzką słabość ze względu na nas i został znaleziony jako człowiek w charakterze, to znaczy w obdarowaniach, cechach i przymiotach. Przez to wszystko, najchwalebniejszy królu, staje się dla ciebie jasne, jak sądzę, jak niesprawiedliwie nazywają mnie heretykiem w odniesieniu do sakramentu Eucharystii, podczas gdy nigdy nie nauczałem ani jednego słowa, którego nie zaczerpnąłem z Pisma Świętego lub świętych teologów.
Powracam jednak do tematu, ponieważ na podstawie rozumowania opartego na Piśmie Świętym ustalono, że ciało Chrystusa musi w naturalnym, literalnym i prawdziwym sensie znajdować się w jednym miejscu, chyba że zaryzykujemy głupie i bezbożne twierdzenie, że nasze ciała również znajdują się w wielu miejscach, wymusiliśmy od naszych przeciwników przyznanie, że ciało Chrystusa, zgodnie ze swoją istotą, samo w sobie, naturalnie i prawdziwie siedzi po prawicy Ojca, a nie w ten sposób w Wieczerzy, tak że ci, którzy nauczają czegoś przeciwnego, ściągają Chrystusa z nieba i tronu Ojca. Albowiem wszyscy uczeni potępili jako błędną i bezbożną opinię, którą niektórzy ośmielili się utrzymywać, że ciało Chrystusa jest wszędzie tak samo jak Jego boskość. Nie może bowiem być wszędzie, chyba że na mocy nieskończonej natury, a to, co nieskończone, jest również wieczne. Człowieczeństwo Chrystusa nie jest wieczne, a zatem nie jest nieskończone. Jeśli nie jest nieskończone, musi być skończone. Jeśli jest skończone, to nie jest wszędzie. Ale odkładając na bok te rzeczy, które wprowadziłem, aby nie zawieść wymagań argumentacji filozoficznej, jeśli zdarzy ci się natknąć na takie, Królu, pozwól mi przejść do niezbitych świadectw Pisma Świętego.
Wyjaśniłem już wystarczająco jasno, że cokolwiek jest powiedziane w Piśmie Świętym o Chrystusie, jest powiedziane w taki sposób o całym i całym Chrystusie, że nawet jeśli można łatwo wykryć, do której z Jego natur odnosi się dana rzecz, to jednak Chrystus nie jest podzielony na dwie osoby, niezależnie od tego, jak bardzo każda natura posiada swoją własną osobliwość. Posiadanie dwóch natur nie rozdziela bowiem jedności osoby, co jest oczywiste w przypadku człowieka. I znowu, nawet jeśli rzeczy, które należą do boskości Chrystusa, są przypisywane Jego człowieczeństwu, a z drugiej strony rzeczy, które należą do Jego człowieczeństwa, do Jego boskości, to jednak natury nie są pomieszane, tak jakby boskość została zdegenerowana i osłabiona do człowieczeństwa lub człowieczeństwo zmieniło się w boskość. Stanie się to bardziej przejrzyste dzięki świadectwom Pisma Świętego: „I porodziła syna swego pierworodnego … i położyła go w żłobie” [Łk 2:7]. Nikt nie zaprzecza, że Chrystus, który jest Bogiem i człowiekiem, narodził się z dziewicy ze względu na jedność osoby. Dlatego twierdzę, że jest ona właściwie nazywana Θεοτόκος (theotokos), tj. matką Boga. Jednak Jego boskiej natury nie spłodził nikt poza Ojcem, podobnie jak w przypadku człowieka, matka rodzi ciało, tylko Bóg duszę. Niemniej jednak mówi się, że człowiek jest zrodzony przez swoich rodziców. Co więcej, to, że Ten, który zajmuje i wypełnia niebiosa i królestwa poniżej, został złożony w żłobie, odnosi się w podobny sposób do ludzkiej natury. Ale kiedy te rzeczy są przypisywane całemu Chrystusowi – Jego narodzeniu i złożeniu w żłobie – nie pojawia się żadna trudność, a to z powodu połączenia i zjednoczenia dwóch natur w jednej osobie. „Wstąpił do nieba” [Mk 16:19]. Odnosi się to w równym stopniu do człowieczeństwa, chociaż człowieczeństwo nie było tutaj niesione bez boskości; w rzeczywistości to drugie było niesione, a pierwsze było niesione. To człowieczeństwo, jak już powiedziano, pozostaje na zawsze ograniczone; w przeciwnym razie przestałoby być prawdziwym człowieczeństwem. Ale boskość jest nieograniczona i nieobwiedziona na zawsze; dlatego nie przenosi się z miejsca na miejsce, ale jest wszędzie i pozostaje taka sama na zawsze. „Oto Ja jestem z wami aż do końca czasów” [Mat. 28:20], odnosi się głównie do Jego boskości, ponieważ Jego człowieczeństwo zostało wyniesione do nieba.
„Znowu opuszczam świat i idę do Ojca” [Jana 16:28]. Prawda sama w sobie zmusza nas do tego, abyśmy przyjęli to stwierdzenie o człowieczeństwie Chrystusa, głównie i dosłownie. Ponieważ to Bóg przemawia, a to, co mówi, musi być prawdą. Która zatem natura w Nim opuszcza świat? Nie boska, ponieważ ta nie porusza się ze swojego miejsca, nie będąc zamkniętą w miejscu. Dlatego ludzka opuszcza go, a ponieważ opuściła świat, zrozumiesz, Królu, jeśli chodzi o naturalną, istotną, lokalną obecność, nie ma jej tutaj. Ciało Chrystusa nie jest zatem spożywane przez nas ani dosłownie, ani substancjalnie, a tym bardziej nie ilościowo, ale jedynie sakramentalnie i duchowo.
„Nie będzie mnie potem na świecie”, ponieważ jest to odpowiednik: „a teraz nie ma mnie już na świecie” [Jana 17:11], wyrażenie, które absolutnie rozwiewa wszelkie chmury niepewności, tak że nie należy Go szukać na świecie według Jego człowieczeństwa w literalnej, substancjalnej, cielesnej obecności, ale jedynie w duchowym i sakramentalnym sensie.
„Mężowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc w niebo? Ten sam Jezus, który został wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” [Dzieje Apostolskie 1:11]. W tym fragmencie mamy Go wyraźnie zabranego od uczniów do nieba. Zatem odszedł i nie ma Go tutaj. Ale w jaki sposób odszedł? W sensie cielesnym i dosłownym, tak jak naprawdę jest istotą swego człowieczeństwa. Kiedy zatem mówią: „tak przyjdzie”, mają na myśli cielesny i dosłowny sens i istotę. Ale kiedy On tak przyjdzie?
Nie wtedy, gdy Kościół obchodzi Wieczerzę, ale wtedy, gdy ma być sądzony przez Niego przy końcu świata. Dlatego niereligijny jest pogląd, który utrzymuje, że ciało Chrystusa jest spożywane podczas Wieczerzy w sensie cielesnym, literalnym, materialnym, a nawet ilościowym, ponieważ taki pogląd jest sprzeczny z prawdą, a to, co jest sprzeczne z prawdą, jest bezbożne i niereligijne. Tych kilka krótkich uwag wystarczy, jak sądzę, aby wasza mądrość, która w swej gotowości potrafi ocenić całość na podstawie jednej z jej części, dostrzegła, że z ust Pana jesteśmy zmuszeni rozważyć, w jaki sposób ciało Chrystusa jest obecne w Wieczerzy. Oecolampadius i ja obszernie potraktowaliśmy tę sprawę gdzie indziej i w wielu pismach do różnych ludzi, rzeczywiście, prowadziliśmy długą wojnę, ale byłoby niesmaczne powtarzanie tego wszystkiego. Ale prawda odnosi zwycięstwo i codziennie przebija się coraz bardziej. Teraz, aby przedstawić, co to znaczy jeść duchowo i sakramentalnie, zrobię dygresję.
Duchowe spożywanie ciała Chrystusowego jest niczym innym jak ufaniem w duchu i w sercu miłosierdziu i dobroci Bożej przez Chrystusa, to znaczy byciem pewnym z niezachwianą wiarą, że Bóg da nam przebaczenie za nasze grzechy i radość wiecznego błogosławieństwa z powodu Jego Syna, który stał się całkowicie naszym, został ofiarowany za nas i pojednał nas z Boską sprawiedliwością. Bo czegóż może odmówić Ten, który dał swego jednorodzonego Syna?
Spożywanie ciała Chrystusa sakramentalnie, jeśli chcemy mówić dokładnie, oznacza spożywanie ciała Chrystusa w sercu i duchu przy akompaniamencie sakramentu. Chciałbym postawić całą sprawę przed oczami Waszej Wysokości, Królu. Spożywasz ciało Chrystusa duchowo, choć nie sakramentalnie, za każdym razem, gdy pocieszasz swoje serce w jego niespokojnym pytaniu: – „Jak będziesz zbawiony? Codziennie grzeszysz, a jednak codziennie zbliżasz się do śmierci. Po tym życiu jest inne życie, bo jak ta dusza, którą jesteśmy tu obdarzeni i która jest tak zatroskana o życie przyszłe, mogłaby zostać zniszczona? Jak całe to światło i wiedza mogłyby zamienić się w ciemność i zapomnienie? Skoro więc życie duszy jest wieczne, jaki rodzaj życia nadchodzi dla mojej drogiej duszy? Życie szczęśliwe czy nieszczęśliwe? Zbadam moje życie i dowiem się, na co zasługuje, na bycie szczęśliwym czy nieszczęśliwym”. Następnie, gdy widzisz tak wiele rzeczy, które my, ludzie, mamy w zwyczaju czynić z namiętności i pożądania, drżysz i jeśli chodzi o twoją własną sprawiedliwość i uczciwość, oświadczasz, że w swoim własnym mniemaniu jesteś niegodny wiecznego szczęścia i od razu rozpaczasz. Kiedy, powiadam, pocieszasz swoje zmartwione serce w ten sposób: „Bóg jest dobry; ten, który jest dobry, musi być sprawiedliwy, miłosierny i sprawiedliwy, ponieważ sprawiedliwość bez sprawiedliwości lub miłosierdzia jest szczytem niesprawiedliwości, miłosierdzie bez sprawiedliwości jest obojętnością, rozpustą i zniszczeniem wszelkiej dyscypliny. Skoro zatem Bóg jest sprawiedliwy, Jego sprawiedliwość musi być zadośćuczynieniem za moje grzechy. Ponieważ jest miłosierny, nie wolno mi rozpaczać z powodu przebaczenia. Mam nieomylną gwarancję obu tych rzeczy w Jego jednorodzonym Synu, naszym Panu Jezusie Chrystusie, którego dał nam ze swego miłosierdzia, aby był nasz. On poświęcił się Ojcu za nas, aby zadośćuczynić Jego wiecznej sprawiedliwości. W ten sposób jesteśmy pewni Jego miłosierdzia i zadośćuczynienia za nasze grzechy dokonanego dla Jego sprawiedliwości przez nikogo innego, jak tylko przez Jego własnego Syna, którego dał nam z miłości”. Kiedy z taką ufnością pocieszasz swoją duszę, miotaną powodziami strachu i rozpaczy, mówiąc: „Czemuś smutna, duszo moja? Bóg, który sam obdarza błogosławieństwem, jest twój, a ty jesteś Jego. Gdy bowiem byłaś Jego dziełem i stworzeniem, a mimo to zginęłaś przez swój grzech, zesłał na ciebie swego Syna i uczynił Go podobnym do ciebie, z wyjątkiem grzechu, abyś, opierając się na prawach i przywilejach tego wielkiego brata i towarzysza, odważyła się nawet żądać wiecznego zbawienia jako swojego prawa. Jaki diabeł może mnie przestraszyć tak, że będę się go bał, kiedy On jest pod ręką, aby mi pomóc? Któż odbierze mi to, czym obdarzył mnie sam Bóg, dając swego Syna jako zastaw i poręczenie?” – Kiedy pocieszasz się w ten sposób, mówię, że spożywasz Jego ciało duchowo, to znaczy, że stoisz niewzruszony w Bogu przeciwko wszelkim atakom rozpaczy, dzięki ufności w człowieczeństwo, które On przyjął dla ciebie.
Ale kiedy przychodzisz do Wieczerzy Pańskiej z tym duchowym udziałem i dziękujesz Panu za Jego wielką dobroć, za wybawienie twojej duszy, przez które zostałeś uwolniony od zniszczenia rozpaczy, i za obietnicę, dzięki której stałeś się pewny wiecznego błogosławieństwa, i wraz z braćmi spożywasz chleb i wino, które są symbolami ciała Chrystusa, wtedy spożywasz Go sakramentalnie, we właściwym znaczeniu tego słowa, kiedy czynisz wewnętrznie to, co reprezentujesz zewnętrznie, kiedy twoje serce jest odświeżone przez tę wiarę, której dajesz świadectwo przez te symbole.
Niewłaściwie jednak mówi się, że jedzą sakramentalnie ci, którzy spożywają widzialny sakrament lub symbol na publicznym zgromadzeniu, ale nie mają wiary w swoich sercach. Ci zatem ściągają na siebie sąd, czyli pomstę Bożą, jedząc, ponieważ nie mają tego samego wysokiego szacunku, w jakim jest on słusznie utrzymywany przez pobożnych, ciało Chrystusa, to znaczy całą tajemnicę wcielenia i męki, a nawet sam Kościół Chrystusa. Człowiek powinien bowiem sprawdzić samego siebie, zanim weźmie udział w Wieczerzy, to znaczy zbadać siebie i zapytać zarówno, czy tak uznaje i przyjął Chrystusa jako Syna Bożego i swego własnego Wybawiciela i Zbawiciela, że ufa Mu jako nieomylnemu autorowi i dawcy zbawienia, i czy raduje się, że jest członkiem Kościoła, którego Głową jest Chrystus. Jeśli jako niewierzący jednoczy się z Kościołem w Wieczerzy, tak jakby miał wiarę w te rzeczy, czy nie jest winny Ciała i Krwi Pańskiej? Nie dlatego, że spożywał je w literalnym, materialnym sensie, ale dlatego, że złożył fałszywe świadectwo Kościołowi, że spożywał je duchowo, podczas gdy nigdy nie skosztował ich duchowo. Dlatego mówi się, że jedzą tylko sakramentalnie, którzy używają symboli dziękczynienia w Wieczerzy, ale nie mają wiary. Z tego powodu są oni potępieni bardziej niż reszta niewierzących, ponieważ ci po prostu nie uznają Wieczerzy Chrystusa, podczas gdy ci udają, że ją uznają. Podwójnie grzeszy ten, kto bez wiary obchodzi Wieczerzę. Jest niewierny i zuchwały, podczas gdy zwykły niewierzący zostaje zniszczony przez swoją niewiarę, jak głupiec przez swoją głupotę.
Co więcej, od pewnego czasu istnieje między nami ostra kontrowersja co do tego, co sakramenty lub symbole robią lub mogą robić podczas Wieczerzy; nasi przeciwnicy twierdzą, że sakramenty dają wiarę i przynoszą nam naturalne ciało Chrystusa, powodując, że jest ono spożywane w rzeczywistej obecności. My mamy inny pogląd, nie pozbawiony autorytatywnego wsparcia. Po pierwsze dlatego, że nikt poza Duchem Świętym nie daje wiary, która jest zaufaniem do Boga, i nie daje jej żadna zewnętrzna rzecz. Jednak sakramenty działają na wiarę, wiarę historyczną; ponieważ wszystkie święta, trofea, a nawet pomniki i posągi działają na wiarę historyczną, to znaczy przypominają, że pewna rzecz miała kiedyś miejsce, a pamięć o niej jest w ten sposób odświeżana, jak to miało miejsce w przypadku święta Paschy wśród Hebrajczyków i seisachtheia, tj. usunięcie długów wśród Ateńczyków, lub że zwycięstwo zostało odniesione w danym miejscu, jak to miało miejsce w Ebenezer [I Sam. 7:12]. W ten sposób Wieczerza Pańska działa na wiarę, to znaczy oznacza jako pewnik, że Chrystus narodził się i cierpiał. Ale dla kogo to oznacza? Zarówno wierzącym, jak i niewierzącym. Dla wszystkich bowiem oznacza to, co należy do znaczenia sakramentu, a mianowicie, że Chrystus cierpiał, niezależnie od tego, czy go przyjmują, czy nie, ale to, że cierpiał za nas, oznacza tylko dla pobożnego wierzącego. Nikt bowiem nie wie ani nie wierzy, że Chrystus cierpiał za nas, oprócz tych, których wewnętrzny Duch nauczył rozpoznawać tajemnicę Bożej dobroci. Tylko tacy bowiem przyjmują Chrystusa. Dlatego nic nie daje zaufania do Boga poza Duchem. Nikt nie przychodzi do Chrystusa, jeśli go Ojciec nie pociągnie. Co więcej, Paweł również rozstrzyga cały ten spór jednym zdaniem, gdy mówi: „Ale niechaj się kto bada, a tak niech je z tego chleba i pije z tego kielicha” [I Kor. 11:28]. Skoro więc człowiek powinien zbadać swoją wiarę, zanim podejdzie do stołu, to nie może być tak, że wiara jest dawana podczas Wieczerzy, ponieważ musi być tam, zanim się zbliżysz.
Sprzeciwiłem się drugiemu błędowi naszych przeciwników. Twierdzą oni, że przez symbole chleba i wina naturalne ciało Chrystusa jest nam przedstawiane, ponieważ taka jest siła i znaczenie słów: „To jest ciało moje”. Ale to, co powiedziałem powyżej o słowach Chrystusa, które pokazały, że Jego ciała nie będzie już na świecie, zaprzecza temu poglądowi. Co więcej, gdyby słowa mogły to uczynić, postawiłyby przed nami ciało Chrystusa zdolne do cierpienia. Gdy bowiem wypowiadał te słowa, wciąż miał śmiertelne ciało. Dlatego apostołowie spożyliby Jego śmiertelne ciało, ponieważ nie miał On dwóch ciał, z których jedno było nieśmiertelne i wolne od fizycznych doznań, a drugie śmiertelne. Gdyby więc apostołowie jedli Jego śmiertelne ciało, co jedlibyśmy teraz? Oczywiście Jego śmiertelne ciało. Ale to ciało, które wcześniej było śmiertelne, jest teraz nieśmiertelne i niezniszczalne. Gdybyśmy więc teraz spożywali Jego śmiertelne ciało, miałby On ponownie śmiertelne i jednocześnie nieśmiertelne ciało, a ponieważ jest to niemożliwe (ponieważ nie może być śmiertelne i nieśmiertelne w tym samym czasie), wynikałoby z tego, że miał dwa ciała, jedno śmiertelne, które jedlibyśmy tak samo jak apostołowie, a drugie nieśmiertelne, które siedziałoby po prawicy Boga i nie poruszało się stamtąd. W przeciwnym razie musielibyśmy powiedzieć, że apostołowie rzeczywiście jedli Jego śmiertelne ciało, ale my jemy Jego nieśmiertelne ciało. Każdy może zobaczyć, jakie to absurdalne.
Wreszcie, sprzeciwiłem się naszym przeciwnikom w ich twierdzeniu, że naturalne, substancjalne ciało Chrystusa jest spożywane w rzeczywistej obecności, ponieważ pobożność również temu zaprzecza. Kiedy Piotr spostrzegł, że w Chrystusie była boska moc w cudownym połowu ryb, powiedział: „Odejdź ode mnie, bo jestem człowiek grzeszny, Panie. Zdumiał się bowiem” [Łk 5:8]. Czy teraz pragniemy zjeść Go fizycznie, jak kanibale? Jakby czyjaś miłość do dzieci była tak wielka, że chciałby je pożreć i zjeść! Albo, jak gdyby spośród wszystkich ludzi ci nie byli uważani za najbardziej dzikich, którzy żywią się ludzkim ciałem! Setnik powiedział: „Nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój” [Mat. 8:8]. Ale sam Chrystus dał o Nim świadectwo, że nie znalazł takiej wiary w całym Izraelu. Dlatego im większa i świętsza jest wiara, tym bardziej jest ona zadowolona z duchowego uczestnictwa, a im bardziej ją to zadowala, tym bardziej religijne serce wzbrania się przed cielesną męką. Posługujące niewiasty zwykły okazywać swą adorację przez kąpanie i namaszczanie ciała Chrystusa, a nie przez spożywanie go. Szlachetny doradca Józef i pobożny, tajemniczy uczeń Nikodem owinęli je w płótno i przyprawy i złożyli w grobie, ale nie spożywali go fizycznie.