Iz 65 17-25
Rok kościelny dobiega końca. Kościoły kończą swój coroczny cykl i obchodzą dziś ostatnią niedzielę roku liturgicznego – niedzielę wieczności. Jest to czas poważny i trudny. Jest to dzień, który w sposób wyjątkowy przypomina nam o przemijaniu. Myślimy o dotychczasowym życiu – o naszych sukcesach i naszych porażkach. O możliwościach, które w tym roku dostaliśmy od Boga i które udało nam się wykorzystać. I o tych też, których nie wykorzystaliśmy. Myślimy o naszych błędach, o krzywdach, które nam wyrządzono oraz o takich, które sami wyrządziliśmy. Wspominamy też tych, którzy przestali być częścią naszego życia. Z powodu obojętności czy też wrogości. Patrzymy też na śmierć, która przychodzi do naszych bliskich. Na niekończące się cierpienia na granicy, na agresję i na znieczulicę. Wszystko to dzieje się na naszej starej ziemi. Jednocześnie pytamy w naszych sercach, czy jest jakaś szansa na zmianę. Myślimy o wieczności, która przynosi niespokojnym duszom spoczynek i pojednanie.
I tej ostatniej niedzieli czytamy fragment z Księgi Izajasza. Przenosimy się oczami wyobraźni do dawnego narodu izraelskiego. Zniszczony i zniewolony naród spędził dziesiątki lat w obcej ziemi. Wygnanie było – jak powiedzieli wszyscy prorocy – karą ludu za jego grzechy. Wszystko co ich spotkało było skutkiem ich własnych błędów. Niewola jednak się kończy. Prorocy na horyzoncie dostrzegają przebaczenie. Teraz lud Boży wraca do swojej ojczyzny. Wraca do swojego starego i zniszczonego domu. Rozpoczyna się nowy rozdział w historii. Wsłuchujemy się więc w słowa dawnego proroka, który przemawiał w imieniu Boga i zapowiadał narodowi żydowskiemu nowe niebo i nową ziemię.
Oto Ja stwarzam nowe niebo i nową ziemię. Dawne rzeczy nie będą wspominane ani na myśl nie przyjdą.
Gdy pojawia się nowość. Gdy Bóg kończy swój sąd i odmienia świat naszego narodu, to kończy się wina, którą dotychczas żyli iIzraelici. Nie ma już wypominania błędów. Nie ma karania za przeszłość, ani przypominania, że przecież sami byli sobie winni. Nikt nie rozgrzebuje już starych ran. Myśli o krzywdach już się nie pojawiają.
Cieszcie się i weselcie na zawsze z tego, co stwarzam, bo oto Jerozolimę stwarzam jako radość, a jej lud jako wesele. Będę się radował Jerozolimą, ucieszę się Moim ludem. Nie usłyszą w niej już więcej płaczu ani lamentu.
Gdy pojawia się nowość i kończy się sąd nad tym, co stare. To pojawia się radość. Prorok widzi, że jego lud potrafi cieszyć się swoim miastem i swoim narodem. Wie, że wrogość pomiędzy Izraelem a Bogiem się skończyła. Człowiek potrafi cieszyć się swoim życiem i domem, ponieważ sam Bóg cieszy się z jego powodu. Płacz i lament się skończył. Nastaje nowa era.
Nie będą się trudzić daremnie ani rodzić dzieci na zgubę, bo są plemieniem błogosławionych Pana, a wraz z nimi ich potomstwo.
Izrael znał dobrze doświadczenie wielkiego wysiłku i żywej nadziei, które spotyka się z rozczarowaniem. Rodzenie dzieci jest czymś, co kosztuje kobietę bardzo wiele. Każda ciąża oznacza utratę dotychczasowego komfortu. Oznacza ryzyko dla zdrowia i życia. Jednak dziecko jest tym, co uświęca to ryzyko i trud. Sprawia, że wartymi stają się wszystkie poświęcenia. Dziecko sprawia, że rodzina ma przyszłość. Społeczeństwo ma ciągłość. Jednak gdy dziecko umiera, to wszystko się sypie. Cały wysiłek, ryzyko i poświęcenie tracą na znaczeniu. I dawniej rodziny wiedziały, że tylko ich nieliczne dzieci przeżyją. Wysoka śmiertelność dzieci była czymś na porządku dziennym. Dostrzegano w tym karę Bożą, dostrzegano w tym przekleństwo. Nie było to obce naszemu narodowi. Teraz jednak nasz Izrael słyszy zapowiedź zmian.
Zanim zawołają, Ja już odpowiem, jeszcze będą mówić, a Ja już wysłucham.
Dotychczas sytuacja narodu była nieszczęsna. Z powodu swoich win zniszczony i wygnany Izrael nie mógł liczyć na ratunek Boga. Nie doświadczał pomocy. Bóg nie odpowiadał na modlitwy ludu. Prorok słyszy jednak, że ten czas już przeminął. Teraz Bóg bez zwłoki odpowie na wezwanie narodu. Mało tego, w tym nowym świecie słowa modlitwy stają się zbędne, bo Bóg już wcześniej zna błagania swojego ludu i daje odpowiedź.
Wilk i baranek będą się paść razem. Lew jak wół będzie karmić się sieczką, a pokarmem węża będzie proch.
Długi wyniszczający okres wrogości dobiega końca. Prorok dostrzega jak rozpoczyna się era pokoju. Ci, którzy do tej pory atakowali, zabijali i pożerali teraz już tego nie będą robić. Kończy się też czas ciągłej obrony, ucieczki czy umierania. W naszej metaforze to drapieżnik będzie żył w zgodzie z ofiarą. Zapanuje harmonia i zgoda. Lew i wąż, którzy całe życie żywili się kosztem innych, teraz już nie będą tego potrzebowali do życia.
Nie będą czynić zła ani wyrządzać szkody na całej Mojej świętej górze – mówi PAN.
Na tym kończą się słowa proroka, który głosi ludowi słowo Boże o nowej Jerozolimie i nowej świątyni.
A my? Jak byśmy zareagowali na takie słowa, gdyby były skierowane do nas współcześnie? Prawdopodobnie byśmy je odrzucili. Zignorowalibyśmy je z ironią i cynizmem. Mnogość obietnic i pięknych wizji – to coś co znamy z telewizji, polityki i kultury. Wszystko to piękne i nieprzekonujące. Pewnie tak samo potraktujemy zapowiedzi proroka. Powiemy, że jest ogromna różnica pomiędzy ideałem, o którym mówi prorok, a rzeczywistością, w której żyjemy. Taki prorok byłby dla nas niepoprawnym optymistą, który nie zasługuje na naszą uwagę. Być może i w przeszłości potraktowano go z taką obojętnością. Ale możemy też bez cynizmu i bez obojętności zadać sobie pytanie: czy jesteśmy w stanie dostrzec to co prorok?
Być może widzimy, że żyjemy bezsensownym i pustym życiem. Mijają dni, miesiące, lata i nic się nie zmienia. Może wdaliśmy się w spiralę wzajemnej wrogości. Żywimy się kosztem innych jak lew i wąż. Może każda nasza decyzja pogarsza tylko sytuację, a my powiększamy pustkę w naszych sercach i wokół siebie. Być może żyjemy z ciężarem winy, o którym wciąż przypominają nam nasze myśli i wspomnienia. A może jak nasz Izrael modlimy się długo i żarliwie, ale Bóg nie odpowiada nasze prośby?
A co widzimy w naszym kraju? Czy dostrzegamy szanse na wszechobecną radość w naszym państwie? Co widzimy, gdy patrzymy na nasze władze, na sondaże wyborcze, na ludzi i wojska na granicy? Może ujrzymy konsekwencje błędnych decyzji – tych naszych i tych naszych bliskich. Być może dostrzeżemy w tym wszystkim Boży gniew.
A jak patrzymy na nasz świat? Co słyszymy, gdy docierają do nas informacje o katastrofie klimatycznej? Myślimy o niekończącej się epidemii i nadciągających kryzysach. Być może jak zniewolony naród izraelski boimy się rodzić dzieci na zgubę. Nie dostrzegamy przyszłości na tym świecie dla naszych rodzin i naszego potomstwa.
Wielu z nas tak to widzi. Wszystko to udowadnia nam, że wciąż żyjemy raczej w obliczu Bożego gniewu, wygnania i niewoli. Nasz prorok jest jednak prorokiem, ponieważ jest namiętnie zaangażowany w sytuację swojego ludu. Patrzy z sercem i z odwagą. I dzięki temu Bóg pozwala mu dostrzec to, czego nie widzi większość ludzi. Mijają lata, a nawet wieki zanim słowa proroka zostają przez innych przyjęte. Czy damy więc szansę prorokom, aby przemówili do nas i pokazali nam na horyzoncie nowe niebo i nową ziemię?
Tam, gdzie my widzimy jedynie winę i niekończącą się wrogość do samego siebie, prorok dostrzega szansę na pojednanie. Przynosi Bożą akceptację. Tam, gdzie my widzimy tylko niewysłuchane modlitwy, prorok dostrzega prawdziwe Boże odpowiedzi. Tam, gdzie my widzimy tylko konsekwencje naszych błędów i surową karę, Boży prorok dostrzega przebaczenie. Tam, gdzie my widzimy jedynie cierpienie i głód, prorok dostrzega szansę na pomoc i widzi tych, którzy niosą wsparcie. I znów tam, gdzie my widzimy jedynie brak przyszłości, Boży prorok dostrzega nowy świat i tych, którzy chcą o niego walczyć. Czy potrafimy dostrzec w tym wszystkim ratującą moc Bożą? Czy damy więc szansę Bożym prorokom? Amen.