Flp 3, 4-14
Dzisiejszy fragment pochodzi z listu Apostoła Pawła, który mówi swojemu odbiorcy – a dziś nam – co jest ważne, a co nieważne dla życia chrześcijanina. Co ostatecznie jest zyskiem dla człowieka, a co ostatecznie jest stratą. Paweł zaczyna od krótkiego opisu samego siebie.
Jeśli ktoś uważa, że może pokładać ufność w ciele, to tym bardziej ja: obrzezany ósmego dnia, z rodu Izraela, z plemienia Beniamina, Hebrajczyk z Hebrajczyków, według Prawa – faryzeusz, co do gorliwości – prześladowca Kościoła, co do sprawiedliwości wynikającej z Prawa – człowiek nienaganny.
Ciało dla Pawła to nic innego jak nasza widzialne i zewnętrzne życie. To wszystko to, co można w nas zobaczyć, o czym można usłyszeć, i czego można dotknąć. Pokładać ufność w ciele to nic innego jak patrzeć na swoje życie przez pryzmat tego, co dla innych widzialne i łatwo dostrzegalne. To czerpanie siły do życia na podstawie naszych dokonań i naszej pozycji wśród innych. Na podstawie tego jak inni na nas patrzą i tego, co o nas myślą.
Zaufanie ciału to też przekonanie o ważności urodzenia w konkretnym kraju, w konkretnej miejscowości i konkretnej rodzinie. Jeżeli nie widzimy, w jaki sposób urodzenie może być ważne dla kogokolwiek, to pomyślmy w sposób patrzymy na cudzoziemców, a w jaki na Polaków. Jak postrzegamy ludzi pochodzących z wielkich miast, a jak tych mieszkających całe życie na wsi. Co myślimy o dzieciach urodzonych w bogatych i wykształconych rodzinach, a jak patrzymy na dzieci z biedniejszych rodzin. Wszystko to jest dla nas ważne, ale dla Pawła nie ma to ostatecznie znaczenia.
Ale ciało to nie tylko urodzenie i wychowanie, ale przede wszystkim – o czym chce nam szczególnie powiedzieć Paweł – to również nasza widzialna moralność i nasza religijność.
Paweł opisuje siebie tak: obrzezany ósmego dnia, z rodu Izraela, z plemienia Beniamina, Hebrajczyk z Hebrajczyków. Nie ma nic bardziej właściwego dla ówczesnych pobożnych ludzi i nie ma nic bardziej zgodnego z nakazem Bożym tamtych czasów, co rytuał obrzezania. Obrzezanie ma miejsce dokładnie ósmego dnia po narodzinach chłopca. Ceremonia obrzezania oznacza włączenie osoby płci męskiej do wspólnoty żydowskiej i jest łączona z nadaniem imienia. Obrzezany chłopiec przestaje być obcym i nieznanym, ale staje się częścią rodziny, wspólnoty, narodu. Gdybyśmy chcieli nadać aktualność tym słowom, powiedzielibyśmy: ochrzczony niedługo po narodzeniu, Polak, z chrześcijańskiej pełnej rodziny, ewangelik z ewangelików.
Paweł opisuje dalej siebie:
według Prawa – faryzeusz, co do gorliwości – prześladowca Kościoła, co do sprawiedliwości wynikającej z Prawa – człowiek nienaganny.
O braciach faryzeuszach wiele zostało napisane w Ewangeliach i na pewno wielu z nas dużo o nich słyszało. Dla chrześcijan żyjących wieki lat temu, jak również dla nas żyjących dziś, faryzeusze stali się synonimem ludzi fałszywych i obłudnych. Faryzeusze przedstawiani są często jako przeciwnicy Jezusa, którzy udają sprawiedliwych, a tak naprawdę są hipokrytami. Ale nie taki obraz przedstawia nam dziś Paweł. Faryzeusze byli ludźmi nienagannymi, pisze Apostoł.
I nie możemy zapominać, że w swoim czasie byli oni uznawani za tych pobożnych i moralnych. Ich konflikt z Jezusem nie był walką pomiędzy dobrem a złem, w którym dobrem jest Jezus, a złem są faryzeusze. Faryzeusze byli strażnikami Prawa Bożego w swoim czasie. Ich konflikt z Jezusem to przede wszystkim konflikt pomiędzy starą i świętą tradycją a tym, co nowe. Jest walką pomiędzy tradycyjną religią a nowym światłem, które wstrząsa świętością i podstawami wiary. To nie tylko konflikt starej i nowej moralności, ale przede wszystkim konflikt między judaizmem a chrześcijaństwem. A faryzeusze – pamiętajmy – gorliwie bronili Słowa Bożego, które mieli zapisane w tradycji i świętych księgach. I właśnie w imieniu Boga, dla obrony Prawa Bożego prześladowali Kościół chrześcijański. Jak pisze Paweł, co do sprawiedliwości wynikającej z Prawa Bożego faryzeusz jest człowiekiem nienagannym. Taki jest obraz faryzeusza.
Paweł był Żydem urodzonym w szanowanej i wykształconej rodzinie. Został wychowywany na porządnego i pobożnego Hebrajczyka. Jako dorosły człowiek starał się żyć zgodnie z Prawem Bożym zapisanym w świętych księgach. Dla każdego Żyda mógł stanowić autorytet moralny i religijny. Jego sprawiedliwość faryzeusza była sprawiedliwością gorliwą i oddaną. I to właśnie Prawo Boże w tamtych czasach nakazywało mu nienawidzić i prześladować chrześcijanin. Byli oni czymś obcym, nieznanym i niebezpiecznym.
I ten sam Paweł w następnym słowach mówi nam coś bardzo zaskakującego i jednocześnie ważnego. Jego urodzenie, wychowanie i wykształcenie, ale przede wszystkim jego religijność i moralność, która przez wszystkich i przez niego samego była uważana za zysk, za coś bardzo ważnego – teraz nie ma żadnej ważność, wręcz przeciwnie – jest stratą.
To jednak, co było dla mnie zyskiem, uważam za stratę. Wszystko poczytuję za nic i uważam za śmieci.
Co sprawiło, że apostoł Paweł uznał całe swoje widzialne życie za nieważne, a nawet za szkodliwe? Czym była ta nowość, która sprawiła, że dotychczasowa religijność i moralność nazwana została śmieciami? Co spowodowało, że Paweł przestał stać na straży Prawa Bożego, którego od urodzenia przestrzegał? Co takiego złamało moc nienawiści, która kazała Pawłowi prześladować nową i konkurencyjną religię? To coś Paweł nazywa tajemniczo „poznaniem Chrystusa Jezusa”.
W obliczu „poznania Chrystusa” wszystko dotychczasowe – jakkolwiek święte by było – traci znaczenie. W obliczu tego poznania nienawiść skierowana przeciwko grupie, która zagraża tradycyjnemu porządkowi, traci swą moc. Czym jest więc to „poznanie Chrystusa” o którym mówi Paweł?
Na podstawie fragmentu łatwiej jest zrozumieć czym ono nie jest. „Poznanie Chrystusa” nie jest ufnością w ciele. Nie jest ceremonią religijną. Nie jest pochodzeniem, które nadaje pozycje społeczną i przynależność do grupy. Nie jest gorliwym bronieniem wiary ojców i Prawa Bożego, których strzegą faryzeusze w każdych czasach. Nie jest również wypełnianiem nakazów Prawa. Ostatecznie dla Pawła to wszystko nie ma znaczenia.
Poznanie Chrystusa jest „poznaniem mocy Jego zmartwychwstania” i „udziałem w Jego cierpieniach” – jest „upodobnieniem się do Jego śmierci”.
Apostoł Paweł zaraz dodaje, że poznanie Chrystusa nie jest czymś, co można samemu osiągnąć. Nie można tego pochwycić, jeśli wpierw samemu nie zostaje się przez nie pochwyconym. Nowość, na podstawie której Jezus walczył w faryzeuszami lub poznanie, które odmienia serce Pawła, nie są czymś co człowiek musi samemu osiągnąć, aby poznać Chrystusa. Jest raczej światłem, które wlewa się w nasze dusze. Przemienia nas i wypełnia nasze życia miłością, akceptacją i przebaczeniem.
Myślenie o cierpieniu jako o zysku jest czymś dla nas obcym, wręcz odrzucającym. Ale Paweł chce nam przez to powiedzieć coś ważnego. To nie sam ból jest zyskiem dla chrześcijanina, ale to, co można znaleźć w cierpieniu. To, co dopiero ujawnia się nam, gdy my mamy udział w cierpieniu.
To właśnie we współczuciu obecna jest moc pojednania z Bogiem, innymi i nami samym. Poznanie Chrystusa to udział w cierpieniu, które dotyka nas często niesprawiedliwie. Jest współodczuwaniem bólu, który spotyka naszych bliskich i którego powodem często jesteśmy my sami. Udział w cierpieniu to nic innego jak nasze współczucie z cierpiącymi.
Ale jak uczy nas Paweł – współczucie w cierpieniu jest jednocześnie poznaniem mocy zmartwychwstania i jest upodobaniem się do śmierci Chrystusa. Ostatecznie to nie faryzejski atak w imieniu Prawa Bożego ma znaczenie. Nie ma go również rytuał w świątyni czy przynależność religijna. Ostatecznie znaczenie ma pojednanie z innymi i nami samymi, współczucie w cierpieniu, które niesie w sobie moc zmartwychwstania. Moi mili. Nie życzę nikomu cierpienia. Ale życzę końca bólu i początku pojednania, które znajduje się u kresu każdego szczerego udziału w cierpieniach. Takiego „poznania Chrystusa” życzę sobie i nam wszystkim. Amen!