Porady z pierwszego wieku

Jk 5, 13-16

Przeczytany fragment Listu Jakuba zawiera krótki zbiór porad, jakie autor udziela wspólnotom chrześcijańskim w pierwszym wieku.

Cierpi ktoś z was? Niech się modli

Kto prawdziwie cierpi ten wie, jak ból odcina go od wszystkich jego bliskich. Niespodziewany ból, gdy się pojawia, przerywa dobrą zabawę. Zmartwienie kończy szampański nastrój podczas spotkań towarzyskich. Wyrządzona krzywda niszczy intymną relację pomiędzy dwiema bliskimi osobami. Gdy spotyka nas cierpienie, to niemal natychmiast chowa przed nami naszych bliskich.

Przygnębienie zasłania przed nami wszystko, co dotychczas znajdowało się obok nas. Smutek przysłania dotychczasową radość. Odbiera przyjemność, którą na co dzień sprawiają zwykłe rzeczy i czynności. Gdy cierpimy w pierwszej kolejności pozostajemy sami z cierpieniem, a ból nie zamierza dzielić się uwagą z nikim innym. I w tej samotności, w jakiej pozostawia nas ból, autor listu zaleca cierpiącym modlitwę.

Istnieją dwie główne szkoły modlitwy, które możemy zaobserwować w życiu religijnym.

Jedną z nich jest metoda regularna i ilościowa. Aby prowadzić swoje życie religijne należy wyznaczyć sobie pewne przerwy w ciągu dnia na codzienną modlitwę. Rezerwujemy sobie chwilę przed śniadaniem lub moment przed pójściem spać. Gdy taka przerwa na modlitwę następuje, to zamykamy oczy i zwracamy się po imieniu do Boga. Dziękujemy mu za różne rzeczy i prosimy go o różne przysługi. Często posiłkujemy się rozważaniami lub tekstami biblijnymi. Jest to metoda podobna to codziennego spaceru dla zdrowia, czy regularnego biegania dla utrzymania dobrej kondycji. Podobnie jak wśród uczniów i studentów codzienna, ścisła norma godzin pracy pozwala uzyskać dobre wyniki w nauce. Metoda jest obecna wśród zakonników, również w kościołach podczas cotygodniowych nabożeństw takich jak nasze, jest też praktykowana w niektórych rodzinach. Jest to praktyka do której zachęcają nas charyzmatyczni kaznodzieje i duchowni różnych wyznań.

Metoda regularna i ilościowa posiada z pewnością swoje zalety. Pewnie dlatego jest zalecana przez wielu religijnych ludzi. Jednak modlitwa ta potrafi stawać się często mechanistyczna, traci wtedy swoją pierwotną jakość, a w końcu staje się pusta. I gdy tak się staje człowiek nie znajduje już w niej więcej siły, w końcu staje się niepotrzebna. Człowiek przestaje się modlić.

Istnieje również druga szkoła modlitwy. Jest to metoda nieregularna i jakościowa. Nie odliczamy czasu, który wskazuje zegar, aby wpisać sobie w plan dnia punkt pt. „15 minut relacji z Bogiem”. Metoda ta wynika często z rozczarowania regularną praktyką, gdy ludzie obserwując swoje „przerwy dla Boga” czują się coraz bardziej puści duchowo. Modlitwa nieregularna i jakościowa polega raczej na czekaniu na odpowiedni moment. Na byciu otwartym na potrzebę serca, na chwilę, która rzuca nas na kolana. Może to być moment cierpienia, traumatycznego przeżycia, strachu albo chwila ogromnej radości, wdzięczności. Gdy się pojawia człowiek zwraca się swoimi niedoskonałymi słowami lub myślami w stronę Boga, choćby nawet nie używał jego imienia. Prosi o to, czego jego dusza naprawdę potrzebuje. Często w słowach modlitwy uświadamia sobie, co jest dla jego serca naprawdę ważne.

I w dzisiejszym fragmencie autor listu mówi właśnie o takiej modlitwie. Mówi nam o wzniesieniu swojego serca do Boga właśnie w momencie cierpienia.

Jest ktoś w dobrym nastroju? Niech śpiewa pieśni

Jeżeli cierpienie sprawia, że człowiek ze swoim bólem zamyka się na otaczający go świat, to radość sprawia coś zupełnie odwrotnego. Gdy dobry nastrój zamieszka w naszych sercach, pozytywna energia pragnie wydostać się z naszego wnętrza. Mamy wtedy ochotę wychodzić do ludzi i dzielić się radością ze światem. Gdy jesteśmy radośni łatwiej jest nawiązać relacje z drugim człowiekiem, jesteśmy bardziej otwarci na naszych bliskich. Jest to moment, w którym okazujemy często wdzięczność, za to, co mamy i za to, co nas spotyka.

I w tej wspólnocie radości, w jakiej znajdujemy się, gdy mamy dobry humor, autor listu zaleca śpiewanie pieśni.

Ktoś z was choruje? Niech zaprosi starszych wspólnoty i niech się modlą nad nim, namaszczając go olejem w imię Pana.

W obliczu choroby nasz autor zaleca po prostu pomoc drugiego człowieka. Fragment poucza nas, jak ważna w procesie leczenia jest wspólnota.

Wszyscy w życiu doświadczamy procesu leczenia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Wiemy, że uzdrawiająca siła obecna jest w naturze, którą dla naszej pomocy wykorzystują lekarze i producenci leków. Ale wiemy też, że nasi bliscy mają moc leczenia naszych chorych dusz swoją obecnością i wsparciem. Uzdrowienie znajdujemy w każdej możliwej formie. W szpitalach, w przychodniach psychologicznych, w naszych rodzinnych domach, w gronie naszych przyjaciół, również w kościołach.  Zdajemy sobie sprawę, że nasze ciała i umysły potrzebują leczenia; zwłaszcza gdy nasze życie zostaje rozbite na małe kawałki, a my sami nie potrafimy go złożyć w całość. I po to potrzebujemy drugiego człowieka.

Jezus nazywany był lekarzem i to lekarz jest pierwszą osobą do której człowiek pójdzie szukać zdrowia. Jeśli chcemy być uzdrowieni pójdziemy również do naszych bliskich, rodziny, psychologów czy psychiatrów. I jeśli oni będą wiedzieć, jak nam pomóc, będą starali się uleczyć naszą duszę. Będą próbowali pojednać nas z naszym ciałem.

Modlitwa odmawiana z wiarą zbawi chorego i Pan go podźwignie.

Historie o uzdrowieniach w Nowym Testamencie, jak również dzisiejszy fragment utożsamiają zbawienie z uleczeniem. Dla autorów biblijnych było to jedno i to samo. Jednocześnie Nowy Testament uczy jak ważne jest pewne nastawienie człowieka, które sprawia, że leczenie jest możliwe. Biblia nazywa je wiarą. Wiara jest byciem pochwyconym przez siłę, która jest większa od nas. Siłę, która wstrząsa nami, przemienia nas, i która leczy. Poddanie się tej mocy nazywa się w Biblii wiarą. Ludzie, którym Jezus może pomóc i którym pomaga poddają się uzdrawiającej sile, która jest w nim obecna. Wiara jest podstawowym warunkiem uzdrowienia, zarówno w czasach biblijnych, jak i dzisiaj w każdym procesie leczenia. A o tym jak trudne jest leczenie pacjenta, który stawia opór wiedzą wszyscy psychologowie i lekarze.

A jeśli popełniłby jakieś grzechy, zostaną mu odpuszczone. Wyznawajcie więc sobie wzajemnie grzechy i módlcie się jedni za drugich, abyście zostali uzdrowieni.

Autor Nowego Testamentu łączy chorobę z poczuciem winy. Człowiek na co dzień targany jest przez swoje demony i wyrzuty sumienia. Stoi przed wysokimi wymaganiami ze strony innych, zarówno tych bliskich, jak obcych. Spotyka się z niechęcią ze strony ludzi, na których mu zależy. W konsekwencji często ukrywa swoje prawdziwe emocje. Czuje strach przed nieznanym mu zachowaniem innych ludzi. Lęka się konsekwencji swoich czynów. Mówiąc językiem religijnym żyje ze swoimi demonami. To wszystko sprawia, że leczenie naszych serc staje się niemożliwe, a choroba naszej duszy zaczyna siać spustoszenie w naszym umyśle i ciele. Jest rzeczą zadziwiającą, jak w wielu przypadkach istnieje silny związek pomiędzy umysłem człowieka, a jego ciałem. Słyszymy o ludziach, u których sam strach przed chorobą powoduje chorobę. Słyszymy o dolegliwościach, które wyglądają na fizyczne, a okazują się psychiczne – i na odwrót.

W obliczu tego wszystkiego nasz autor zaleca coś bardzo trudnego. Mianowicie uzewnętrznienie się. A mówiąc językiem religijnym – spowiedź. Może to być otwarta rozmowa z drugi człowiekiem, szczerość przed samym sobą. Być szczerym przed samym sobą to znaczy spojrzeć na siebie takim, jakim się jest. Ściągnąć maskę, które skrywa nasz prawdziwy ból i wstyd. Ze wszystkimi niedoskonałościami i winami. Człowiek doświadcza prawdziwej akceptacji tylko gdy akceptacja dotyczy jego prawdziwej osoby. Nie tego kreowanego wizerunku, za którym chowamy się każdego dnia, ale tego czym jesteśmy naprawdę. Doświadczając prawdziwej akceptacji, człowiek może doświadczyć prawdziwego leczenia.

Dlatego posłuchajmy dziś Pisma Świętego i pamiętajmy o modlitwie gdy cierpimy. Pamiętajmy o śpiewaniu gdy się cieszymy. Pamiętajmy o pomocy innych ludzi, gdy chorujemy. Pamiętajmy o wierze, gdy spotykamy się uzdrawiającą siłą Boga w medycynie i w naszych bliskich. I pamiętajmy o mocy akceptacji, gdyż to właśnie Boża akceptacja w Chrystusie przyniosła nam zwycięstwo i zbawienie.

Amen

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *