Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy

Iz 38,9-20

Dzisiejszy tekst, który rozważamy, pochodzi z księgi proroka Izajasza. Nasz fragment jest tak naprawdę psalmem dziękczynnym. Pieśnią, która wyraża wdzięczność króla Ezechiasza, który ciężko zachorował, ale powrócił do zdrowia. Psalm opisuje doświadczenie przez które przechodzi schorowana osoba, która traci wszelką nadzieję na przeżycie. Dostrzega Boga jako tego, który przynosi ból i cierpienie. Aż w końcu doświadcza powrotu do zdrowia i czuje ogromną wdzięczność.

W połowie moich dni muszę odejść, na resztę mych lat zostałem wezwany do bram krainy umarłych.

W obliczu ciężkiej choroby nasz psalmista (król) uświadamia sobie, że jego czas dobiega końca. Choć tak naprawdę znajduje się w kwiecie wieku, powinien przeżyć jeszcze dziesiątki lat, to choroba sprawia, że traci swoje lata.

Dla starożytnych, i podobnie dla nas, umrzeć w młodym wieku czy tragiczną śmiercią było uważane za coś bardzo złego. Coś co nie powinno się wydarzyć. Natomiast jeżeli ktoś umierał w starości, w sytości życia, śmierć jego była traktowana jako szczęśliwe dopełnienie. Było to postawienie kropki. Zamknięcie długiego rozdziału. Dla autorów biblijnych można mówić o pełni życia, o stanie sytości życia. Niestety dla naszego psalmisty śmierć przychodzi za wcześnie. Nie pojawia się w sytości życia. Wręcz przeciwnie.

Psalmista rozpacza, gdyż resztę swoich lat spędzi w krainie śmierci (w Szeolu). Jest to miejsce, które jawi się człowiekowi jako ciemność, ponieważ jest ono nieznane. I ta śmierć. To wielkie nieznane bardzo szybko jest wypełniane naszymi wyobrażeniami i najgorszymi lękami.

Rzekłem: Już nie ujrzę Pana, Pana w krainie żyjących, już nie zobaczę człowieka między mieszkańcami ziemi.

Psalmista pozostaje sam ze swoimi myślami. Myśli sobie: Nie będzie mi już dane ujrzeć Boga na tym świecie. „Ujrzeć Boga” oznacza tutaj kult w świątyni. Nasz bohater nie będzie już uczestniczył w uroczystościach świątynnych. Miejsce do którego się udaje jest daleko od świątyni. Dla dawnego narodu izraelskiego zmarli nie odgrywali ważnej roli w życiu Izraela. Byli postrzegani raczej jako nieczyści. Była to gorycz umierania. Nasz psalmista rozpacza, gdyż nie będzie mógł już spotykać innych ludzi. Śmierć jest coraz bliżej i zabierze mu dwie rzeczy, które były dla niego takie ważne. Zabierze mu świątynie, zabierze mu bliskich.

Moja chata rozebrana i odjęta mi jak namiot pasterski

Nasz bohater kontynuuje swój lament. Wraz ze śmiercią straci swój dom. Miejsce, które zapewnia mu bezpieczeństwo i stabilizację.

Zwinąłeś jak tkacz moje życie, odciąłeś mnie od krosien

Jego krótkie życie jest jak przenośny namiot, który można rozebrać i zwinąć. On sam przygotowuje się do swojej śmierci. A Bóg odcina niczym nożycami nić jego życia.

Poniechałeś mnie tak w dzień, jak w nocy

Psalmista nie zaznaje spokoju i odetchnienia ani w dzień ani w noc. Patrzy na swoje cierpienie jak na stałe przypominanie ze strony Boga, że koniec jest coraz bliżej.

Wołałem o pomoc aż do rana, jak lew, tak miażdżył wszystkie moje kości;

Nasz bohater krzyczy o pomoc całą noc. Okropnie cierpi z powodu bólu. Krzyczy aż do rana. Poranek jest porą dnia, która kończy ciemną noc. Bardzo często jest momentem, w którym wszystko się zmienia, nadchodzi pomoc. Nawet dziś lekarze, pielęgniarki i pacjenci oczekują poranka, gdyż jest czas kiedy powinna pojawić się poprawa zdrowia chorego. Przyjście poranka po ciężkiej nocy przynosi wytchnienie i nową nadzieję.

Niestety tak się nie stało w sytuacji naszego psalmisty. Psalmista woła o pomoc, a jedyną odpowiedź od Boga jaką widzi jest ból. „Bóg jak lew miażdżył moje kości” – pisze psalmista. Postrzega on Boga jako tego, który przynosi mu przede wszystkim cierpienie. Jako tego, który zbliża jego życie do końca. Psalmista nie znajduje więc wytchnienia od swojego bólu.

Poniechałeś mnie tak w dzień, jak w nocy Powtarza w modlitwie nasz Psalmista.

Jak pisklę jaskółcze, tak świergotałem, gruchałem jak gołąb. Moje oczy zmęczone, zwrócone ku górze: Panie! cierpię, ujmij się za mną!

Odgłosy wydawane przez ptaki sugerują, że Psalmista przechodzi już do świata zmarłych. Jednocześnie jego oczy słabną od ciągłego patrzenie w górę i wołania o pomoc ze strony Boga. Psalmista cierpi i wzywa Boga, aby ujął się za niego. Aby uratował go od wszystkich win, które wyrządził i które mogły być odpowiedzialne za jego chorobę.

Cóż mam mówić, skoro to On rzekł do mnie i On sam to uczynił?

Psalmista wciąż pozostaje sam ze swoimi myślami. Zastanawia się co jeszcze mógłby powiedzieć Bogu w swojej modlitwie. Co może powiedzieć Bogu, skoro to sam Bóg dotyka go chorobą? Jak może walczyć z wolą Bożą? Jak mógłby buntować się przeciwko Bogu? Jak może teraz przekonać Boga, żeby mu ulżył w cierpieniu? Nie widzi wyjścia. Pojawia się rezygnacja i brak woli do walki.

Wszystek mój sen spłoszony przez gorycz mojej duszy.

Cierpienie Psalmisty, które dotyka jego duszy, nie pozwala mu na sen. Nie pozwala mu na żaden odpoczynek.

Panie! Ciebie wyczekuje moje serce, pokrzep mojego ducha i uzdrów mnie, ożyw mnie!

Nasz Psalmista nie wchodzi łagodnie do tej dobrej nocy. Pojawia się jeszcze wola walki. Buntuje się przeciwko swojej chorobie i cierpieniu. Pomimo, że postrzega Boga jako tego, który zsyła mu cierpienia, to decyduje się błagać raz jeszcze. Wbrew temu, co mówi mu rozum, błaga Boga o pocieszenie i o uzdrowienie. Jednocześnie zmienia się nastrój całego psalmu.

Zaprawdę, zbawienna była dla mnie gorycz, lecz Ty zachowałeś duszę moją od dołu zagłady, gdyż poza siebie rzuciłeś wszystkie moje grzechy.

Na horyzoncie pojawia się zmiana. Jest coś niezwykłego w doświadczeniu pojednania i pokonania poczucia winy. Dusza Psalmisty została uratowana, ponieważ zniknęło poczucie winy, które go dręczyło. „Poza siebie rzuciłeś wszystkie moje grzechy”. Nasz bohater doświadczył przebaczenia i akceptacji. Rozpoczęło to proces leczenia. Nasz bohater znajduje ratunek. Teraz wszystko się zmienia.

Psalmista dostrzega, że gorycz, którą przeżywał była dla niego w przedziwny sposób zbawienna. Jakże trudno nam to zrozumieć, zwłaszcza gdy czujemy ból. Psalmista na końcu cierpienia odnalazł jednak zbawienie dla swojej duszy. W tej całej chorobie i męce odnalazł poczucie sensu. W świetle przebaczenia i uzdrowienia dostrzega, że minione zło przyczyniło się do jego dobra.

Nie w krainie umarłych bowiem cię wysławiają, nie chwali ciebie śmierć, nie oczekują twojej wierności ci, którzy zstępują do grobu.

Nasz Psalmista wyciąga racjonalne wnioski po tym wszystkim co go spotkało. U naszego Psalmisty obecne jest przekonanie, że w krainie śmierci nie ma kultu Boga. Śmierć nie głosi chwały Bogu. Sam był już jedną nogą w krainie śmierci i nie wysławiał Boga. Wręcz przeciwnie. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Chwalenie i wysławianie Boga należy do świata żywych. Teraz, gdy powrócił do tego świata, wie co będzie robił.

Żywy, tylko żywy wysławia ciebie, jak ja dzisiaj, ojciec dzieciom ogłasza twoją wierność.

Król dziękuje Bogu za swój powrót do zdrowia. Wdzięczność za dar życia jest jeszcze silniejsza, ponieważ bohater doświadczył zagrożenia życia. Jednocześnie nasz bohater zamienia się w teologa. Sugeruje, że Bóg również może czerpać korzyść ze swojej łaskawości. Król skoro jest żywy i zdrowy może teraz wysławiać i chwalić Boga. Każdy coś zyskał, i król i Bóg. Ta logika zdaje się przemawiać do naszego króla. Być może przekonał Boga. Teraz więc pragnie okazać wdzięczność Bogu za życie. Pragnie opowiadać o tym swojej rodzinie.

O Panie! Wybaw nas! A będziemy grać na strunach przed domem Pana po wszystkie dni naszego życia.

Psalmista składa ślubowanie, wraz ze swoją rodziną będzie grał w świątyni Boga przez wszystkie dni, ponieważ doświadczył wartości i kruchości swojego życia. Na tym kończy się nasz psalm.

A jak jest z nami? Czy potrafimy buntować się przeciwko losowi? Przeciwko chorobie, przeciwko cierpieniu? Gdy postrzegamy Boga jako tego, który zsyła nam cierpienia, czy potrafimy się z nim spierać? Gdy dręczy nas poczucie winy z powodu tego, co zrobiliśmy albo nie zrobiliśmy, czy umiemy zmierzyć się z naszą winą? Gdy nie dostrzegamy sensu w bólu i chorobie, czy potrafimy jeszcze walczyć o sens i zdrowie?

Choć wszyscy przychodzimy z wieczności i do wieczności zmierzamy, to w naszym życiu i naszym zdrowiu jest coś, o co powinniśmy walczyć. To właśnie poprzez te walkę możemy dostrzec ratującą łaskę Boga. Boga, który każdego dnia stwarza nieskończenie wiele możliwości. Boga, który jest źródłem naszej akceptacji, ale też i siły do działania. Nasz psalmista uczy nas, że nie powinniśmy tak łatwo dawać za wygraną. Prawdziwa wdzięczność wobec Boga rodzi się właśnie z takiej walki. Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *