P. Hulka-Laskowski, Jezus w literaturze światowej

P. Hulka-Laskowski, Jezus w literaturze światowej ostatniego pietnastolecia, w: „Wolna Myśl Religijna” 1937, nr 6, ss. 40-52.

WIARA I WIEDZA

W wieku 19-tym Jezus stał się przedmiotem zainteresowań nietylko teologów i religiologów, jak dotąd, lecz także szerokich mas oświeconych. Teolog niemiecki, Dawid Fryderyk Strauss, napisał „Życie Jezusa dla ludu niemieckiego“, wykazując, że elementy życiorysu Jezusa są wybitnie mitologiczne i że w gruncie rzeczy o życiu jego wiemy bardzo mało. Dzieło znakomitego uczonego niemieckiego oddziałało tak potężnie, na umysły europejskie, że gdy nieco później ukazało się „Życie Jezusa“ Ernesta Renana, jako próba odtworzenia życiorysu Jezusa na podstawie opowiadań ewangelicznych, niemiecka wiedza teologiczna przyjęła to dzieło ze wzruszeniem ramion, nazywając je „Leben Jesu-Roman“. Za Straussem poszli badacze ze szkoły religiologicznej. których można by nazwać mitografami, za Renanem – powieściopisarze, nie posiadający na ogół specjalnego wykształcenia religiologicznego. Pierwsi prowadzili badania naukowe, drugim chodziło o odtworzenie życia Jezusa jako wizji artystycznej. W obozie mitografów dochodzi wreszcie do głosu pogląd, że Jezus jako człowiek nie istniał i że jest jednym z licznych na Wschodzie bogów umierających i zmartwychwstających. Do takich badaczy należą m.in. John M. Robertson, Artur Drews, Andrzej Niemojewski, P.L. Couchoud. W dziełach tych badaczy obrazy Jezusa są mniej uchwytne od mitologicznych legend greckich czy rzymskich, a to dlatego, że brak im odpowiednika plastycznego sztuki i legendy starożytnej.

Pisarze idący śladem Renana coraz wyłączniej traktują Jezusa jako człowieka. I znowu mamy tu dwie niejako odmiany biografów: jedni z nich pełni są najwyższej admiracji dla Jezusa jako postaci największej w dziejach świata, drudzy wywodzą, że w nauce Jezusa nie ma nic oryginalnego, że z najpopularniejszymi jego słowami spotkać się można u wielkich nauczycieli żydowskich, dawniejszych i współczesnych Jezusowi, u proroków. Zdaniem ich wielkość Jezusa jest w tym, że wiernym swoim obiecał życie wieczne, niewiernym zaś za­groził wiecznym potępieniem. Sprawą zgoła specjalną jest tu zagadnienie, kiedy to i dlaczego ludzkość zaczęła nagle tak panicznie bać się śmierci, dotychczas ignorowanej, i pragnąć życia wiecznego.

Zainteresowanie się postacią Jezusa idzie tak daleko, że wielu wybitnych psychiatrów, jak de Loosten, William Hirsch i, osobliwie, Binet-Sanglé, a także psycholog Emil Rasmusseni, już przed trzydziestu laty zajmowało się zdrowiem psychicznem Jezusa. Było wtedy w modzie zajmować się zdrowiem duchowym wielkich postaci historii. Słabą stroną tych prac, zaiste Syzyfowych, było to, że psychiatrzy nie orientowali się w bogatej problematyce źródeł życia Jezusa, a gdy znowu autor orientował się w źródłach, jak Rasmussen, to nie posiadał odpowiedniego wyszkolenia psychiatrycznego. Oczywiście, że teologowie poddawali diagnozy psychiatrów ostrej krytyce, zbijając punkt po punkcie zbyt skwapliwe wnioski psychopatografów.

PROBLEMAT ZBAWIENIA.

Przed laty uderzyło mnie potężnie nieoczekiwane słowo André Gide’a: — Je me désintéresse de mon salut — nie interesuję się swoim zbawieniem. — Co to było? Pycha, obojętność, brak wszelkiej wiary? Później spotkałem się z tą samą myślą w książce Stanisława Brzozowskiego, „Sam wśród ludzi”, w której Roman Ołucki woła: „Modlą się, modlą, co niedziela pełne kościoły: pokory jest za mało, uczą się jej. Chrystus ich zbawił. Kto śmie mnie zbawiać, który jestem poraz pierwszy — sam, raz na zawsze tu, pod chmurami? Nie było nigdy ich i mnie nie było. Wszystko można każdej chwili zacząć. Z jednego czy też kilku, kilkunastu ludzi zaczął się Rzym. Jeden człowiek pchnął w świat tłumy muzułmańskich ludów — jeden człowiek Mahomet, który nie wierzył, żeby mógł zbawić go ktoś, jeżeli sam się nie zbawi. Co znaczy zbawić? Co może znaczyć sama ta myśl: zbawić człowieka?“

Tu już wyraźnie przemówiła pycha, ale była to pycha jednostek. Potem przyszedł bolszewizm z masowym i programowym bezbożnictwem. Po nim odezwał się usty Mussoliniego faszyzm, że chrześcijaństwo byłoby pozostało malutką, nikomu nie znaną sektą żydowską, gdyby nie wspaniałość Rzymu cesarskiego. Wreszcie doszedł do głosu narodowo-socjalistyczny rasizm, że ludzkości potrzebny jest nie zbawiciel, lecz hodowca. Dawniej teologowie zastanawiali się nad pojęciem i znaczeniem zbawienia i odkupienia i niejeden z badaczy for­mułował zagadnienie mniej więcej tak samo, jak Roman Ołucki w powieści Brzozowskiego : „Co może znaczyć sama myśl: zbawić człowieka?“ I raptem zagadnienie uchyliło się na jakiś boczny tor, dotychczas nie zauważony. Człowiek przeraził się istnienia, dostrzegł śmierć jako rzeczywistość najbliższą, najtragiczniejszą, i zaczął szukać przeciw niej leku w misterjach eleuzyńskich, w mitraizmie, w chrześcijaństwie. Ewangelia jest obietnicą żywota wiecznego. Już pod koniec drugiego wieku naszej ery komunia chrześcijańska uchodziła za „farmakon athanasias“ (lek nieśmiertelności).

Ale świat starożytny zamarł; razem z nim znikła jego wiedza i jego filozofia, a wiara wieków średnich nie znała wątpliwości, chociaż nie znała też przedmiotu wiary i, była ogromnie daleka od wysokiej moralności czasów późniejszych. Potem przyszło odrodzenie wiedzy i sztuki starożytnej i teksty święte chrześcijaństwa a także organizacja kościoła stały się przedmiotem badań naukowych. Ponieważ postacią centralną tych tekstów był Jezus, więc on przede wszystkiem stał się przedmiotem dociekań. Rodziła się nowa postać wiary, wiary dobrowolnej, nie przepisywanej przez rządy, inkwizycje i policje. „Pierwsze wolności westchnienie było i westchnieniem wiary“ — jak powiada Słowacki. Wielkie pragnienie prawdy i prawdziwości gotowe było płacić za poznanie najdroższymi złudzeniami.

WIERNI I NIEWIERNI.

Rzecz osobliwa, że postacią Jezusa zajmowali się różni literaci w sposób niezawsze tak delikatny, jak należałoby tego oczekiwać od ludzi pobożnych i od takich, co prawie zawsze zwracają się do Jezusa jako zbawiciela człowieka i świata. Np. Léon Bloy, uchodzący za jednego z najwybitniejszych pisarzy katolickich zeszłego wieku, pisał przed 50-ciu laty w głośnej swej powieści „Le Désespéré“ (Zrozpaczony), pod adresem Jezusa: „Obiecałeś wrócić, czemu nie wracasz? Setki milionów ludzi liczyło na słowo twoje i umierało w męce niepewności. Ziemia spuchła trupami sześćdziesięciu pokoleń sierot wyczekujących ciebie… Gdy pierwsi uczniowie twoi wzywali cię podczas burzy, wstałeś, aby nakazać wichrom uciszenie. Giniemy przecie tak samo, jak oni i po miliardkroć jesteśmy od nich nieszczęśliwsi jako wydziedziczeni z obecności twojej“.

Papini, autor „Dziejów Jezusa’, ma w swym dorobku literackim „Pamiętnik Pana Boga“, w którym wobec religii zajmuje stanowisko nietylko krytyczne, ale często ironiczne, miejscami szydercze. Tem większy jest kontrast, gdy później „Dzieje Jezusa“ kończy gorącą modlitwą. We współczesnej literaturze angielskiej zwraca na siebie uwagę T. F. Powys swoim „Jedynym penitentem“ (The Only Penitent).

POWRÓT ZBAWICIELA.

Bernard Shaw nie napisał nic specjalnego poświęconego Jezusowi, ale w jego głośnej książce „Przygody czarnej dziewczyny w poszukiwaniu Boga“, dał upust swemu wolterjańskiemu sarkazmowi i traktując Jezusa jako dobrodusznego „czarodzieja“ przypisał mu, zmysł humoru, i ochotę pośmiania się przy nadarzonej sposobności, podczas gdy Mauriac mniema, że Jezus płakiwał często, ale nie śmiał się nigdy.

Zgoła inaczej przedstawia się postać Jezusa w książkach pokolenia młodszego. W ciągu ostatniego piętnastolecia ukazało się sześć książek o Jezusie, których autorami są literaci o nazwiskach mniej więcej głośnych. O niezliczonych publikacjach teologów, nieraz ogromnie ciekawych i cennych, wcale tu nie wspominamy. W porządku chronologicznym wydają swe książki o Jezusie: Papini, r. 1921; Barbusse 1927; Walter von Molo 1928; Emil Ludwig 1928; Mereżkowski 1932; Mauriac 1936. L. P. Couchoud i innych pomijam jako takich, których dzieła są zaprzeczeniem historyczności Jezusa.

Mamy tu więc 2 Francuzów, 2 Niemców, 1 Włocha i 1 Słowianina, gdzie zgoła inaczej traktują Jezusa: Romanie, niż Germanie, zaś od jednych i drugich różni się zasadniczo Słowianin Mereżkowski. Niemiecka „Gründlichkeit“ załatwiła się z Jezusem naukowo. Po mrówczej pracy badawczej całych pokoleń badaczy, po genialnych przenikaniach tekstów ewangelii, Harnack, jeden z największych przedstawicieli teologicznej wiedzy niemieckiej, sformułował wyniki półtorawiekowej pracy znakomitych teologów niemieckich w prostych słowach: „Vita Jesu Christi scribi naquit“ — żywot Jezusa Chrystusa napisany być nie może. Jakby w komentarzu do tych słów, podzieć się możemy jedynie, jakim wydawał się Jezus pierwszemu pokoleniu wiernych, nie zaś, jakim rzeczywiście był… Wiara pierwszej gminy chrześcijańskiej przesłania nam na zawsze horyzont ewangeliczny”. Ta atmosfera surowej naukowości niemieckiej oddziałała potężnie na obu współczesnych autorów niemieckich, Waltera von Molo i Emila Ludwiga. Do Jezusa podchodzą oni wprawdzie z wielkim pietyzmem, ale i z krytycyzmem naukowym.

Inaczej odnoszą się do Jezusa autorowie romańscy, Papini, Barbusse, Mauriac. Szukają oni zbawiciela świata i człowieka, ale każdy z nich inaczej odczuwa świat i gdzieindziej widzi to człowieczeństwo, które zbawione być pragnie, albo jeśli chodzi o Barbusse’a, rewolucjonistę, zbawione być powinno. Jeszcze inaczej podchodzi do Jezusa wydziedziczony z ojczyzny i dostatków swoich emigrant rosyjski, Mereżkowski, przedstawiciel władczej ongi arystokracji.

PAPINI.

Ludom romańskim obca jest surowość germańska i ta gruntowność, która nie pozwala przejść do porządku nad jakąkolwiek sprawą przed należytem rozprawieniem się z nią. Romanin cieszy się formą zewnętrzną i kieruje się intuicją; dlatego właśnie tak łatwo przechodzi od przyświadczenia do przeczenia i od przeczenia do przyświadczenia. Nieznanla jest Romanom zaciekłość badawcza cechująca rasę germańską, a specjalnie Niemców. Taki książę Giovanni Borghese mówił z całym spokojem: „Nie wierzę w nic; ale na łożu śmierci wezwę kapłana: mam to we krwi“. To jest zjawisko w (świecie romańskim pospolite. Tak rozumował i Pascal: „Jeśli wygrasz, to znaczy, jeśli Bóg jesti, zyskujesz wszystko; jeżeli przegrasz, to znaczy, jeśli Boga niema, nie tracisz nic…“ Takiej postawy szukalibyśmy w dziełach kultury niemieckiej daremnie.

Na rok czy dwa lata przed wydaniem; „Dziejów Chrystusa“, Bapini wydał „Pamiętnik Pana Boga“, a w nim dawał wyraz najbardziej beznadziejnemu aemostycyzmowi. Nikt nic o Bogu nie wie, wiedzieć nie może. Bóg nie posyłał nikogo, aby mówił o nim ludziom. „Nawet ten, którego tak wielu mieni synem moim, nawet ten Jezus, który silniej nad innych wzruszył i wstrząsnął Wiasze serca, który wzbił aż rod niebiosa waszą duszę grzeszników na skrzydłach wysnutej przez się poezji odkupienia… — nawet ten Jezus z Nazaretu, powiadam *wam nie był wysłany przeze mnie. Nie jest synem moim, albo jest synem moim o tyle, o ile wy wszyscy jesteście moimi synami… Jfcî nie uznaję go: on mówił w swojem imieniu; obietnice i groźby jego nie są obietnicami i groźbami mojemi“.

Zdaje się, że „Dzieje Chrystusa’“ Papiniego zbyt skwapliwie wzięto za coś, czem one nie są i wcale być nie chciały, a mianowicie za wyznanie wiary w Jezusa zbawiciela. Z książki tej przemawia bojowy polemista i krytyk świata, duch niezadowolony ze wszystkiego i wszystkich, nie odznaczający się bynajmniej taką pokorą, jakiej Chrystus wymagał od uczni swoich. „Kiedy przyszedł na świat Chrystus — zaczyna pracę swą Papini —, nad światem panowali zbrodniarze, cieszący się powszechnym posłuchem“. To exposé jest bardzo wymowne. Kończy się jego książka modlitwą bardzo głośną, bardzo polityczną i światoburczą. „Niema już ani monarchij ani republik. Wszelki ustrój stał się pośmiewiskiem tylko i fałszem. Plutokracjai i demagogja, siostry bliźnie co do ducha i co do celów, współzawodniczą ze sobą o panowanie nad niesfornemi hordami, źle obsługiwanemi przez wynajętą miernotę^.. Ty wiesz o tern wszystkiem, Chryste Jezu… Jeśli nie przyjdziesz zbudzić śpiących, znak to będzie, że kara wydaje ci się jeszcze nazbyt krótka i lekka wobec naszej zdrady… Ale my ostatni czekamy na ciebie, oczekiwać cię będziemy codzień…“

„Dzieje Chrystusa“ Papiniego to nie miłość Jezusa, ale nienawiść świata. Świata może złego, głupiego, błądzącego, ale w gruncie rzeczjy nie gorszego od tych niezliczonych światów, jakie istniały przed nim. Być może nawet, że znacznie lepszego. Ta nienawiść Papiniego mogła znaleźć wyraz w książce zgoła innej, bez brania imienia Jezusa nadaremno.

BARBUSSE.

Podobnie jak Papini, wykorzystuje autorytet Jezusa i Barbusse, tylko, oczywiście, dla zgoła innych celów. W obu’ swoich książkach: „Jésus“ i „Les Judas de Jesus“, (Judasze Jezusa), Jezus jest dla niego przede wszystkim rzecznikiem i obrońcą pracujących i wyzyskiwanych rzesz robotniczych Wialczy ten jego Jezus z bogaczami i potępia ich, walczy z wszelkim morderczym dogmatyzmem i głosi wiecznie żywą zmienność form życiowych, iżby się człowiekowi dobrze działo na świecie.

Cała książka Barbusse‘a to literacka przeróbka ewangelji, utrzymana w tonie i w stylu ksiąg ewangelicznych. „Koniec ewangelji Jezusa, syna Marji. Obyż przyszedł z pomocą wam, którzy jesteście uciśnieni, wam, którzy szukając siły w prawie moralnem i w! pewności, popadliście w rozpacz), tracąc wiarę we wszechmoc człowieka. Idąc omackiem przed siebie, szu­kajcie Boga śród chmur, wsłuchujcie się w słowa wiatru wiejącego, a dotrzecie do krat światłości i do stropu lazuru. A także wam, którzy wdrożeni w ład, dzisiaj, gdy niemal cały świat jest w ręku obłudników, niecicie czystą, mądrą i jasną ideę Rewolucji w wielkiej duszy ludzkości. Amen.“

Tak kończy się pierwsza jego książka „Jésus“. W drugiej, „Les Judas de Jésus“, podobnie jak Papini, Barbusse krytykuje ostro cały świat i przypomina między innymi zdanie wielkiego historyka niemieckiego, Mommsena, że „żyjemy w czasach, gdy słowa nie odpowiadają już rzeczom, które mają oznaczać“. Zresztą już Epiktet rozumiał, że niepokoją ludzi nie rzeczy, ale mniemania o rzeczach. Barbusse przeciwstawia swoje mniemanie o rzeczach mniemaniom innym, wywodząc, że to, co stać się ma, jako zrodzone z ducha, stanie się siłą rzeczy. Zwycięstwo socjalizmu Barbusse uważa za rzecz najpewniejszą. Ludzie, którzy udają, że w dzisiejszych walkach rewolucjonistów widzą jedynie dowody drobnego sekciarstwa politycznego i społecznego, przypominają tych, co w początkach chrześcijaństwa także widzieli jedynie sprawy drobne nie warte uwagi. Barbusse walczy z dzisiejszą postacią chrześcijaństwa, dopatrując się w niej największej wrogości wobec człowieka pracy, pragnącego chleba powszedniego i powszedniej sprawiedliwości. W tej walce swej odwołuje się do Chrystusa.

Książka Papiniego tak samo jak książka Barbusse’a to wyraz niezadowolenia i pragnienie przemiany. Papini zmierza na prawo, Barbusse na lewo. Jeden widzi zbawienie w ucieczce od rewolucji, drugi wierzy tylko w rewolucję. Książka Papiniego dla tego trafiła do tylu czytelników, że bądź co bądź była wyrazem niepokoju, który trawi człowieka dzisiejszego. Jest to pragnienie zakończenia straszliwej, zbyt już długo trwającej tymczasowości, po której ma przyjść stały spokój i pokój. W książce Papiniego znajdzie dla siebie bardzo wiele i bogaty i ubogi, oświecony i prostaczek. Nawet tacy, co się nie godzą ze światopoglądem’ tego pisarzia, nie odmawiają wielorakich wartości tej książce. Papini to proletarjusz z pochodzenia, który nigdy nie przeobraził się w sytego i zadowolonego mieszczucha.

MAURIAC.

Zgoła inna jest książka Mauriaca. Jego „Życie Jezusa“ to rzecz napisana przez człowieka zamożnego czy nawet bogatego dla ludzi bogatych. Całkiem wyraźnie odzywa się tu sumienie niespokojne człowieka bogatego, który korzy­ sta z dostatków i przyjemności tego świata, ale jednocześnie wie, że istnieją niezliczeni nędzarze, poleceni jego miłości i miłosierdziu przez Chrystusa. Ci nędzarze to jego bracia, a od jego miłosierdzia dla nich zależy, czy Jezus jako sędzia okaże miłosierdzie jemu. Pozatem działa tu dualizm średniowieczny: im gorzej dzieje się człowiekowi na tym świecie, tern lepiej dziać się będzie jego duszy na tamtym. Im zaś lepiej mu na tym świecie, tern gorzej dla duszy jego w wieczności.

Mauriac zna radykalizm etyczny ewangelii i truje się tą znajomością, ale nie zdobywa się na krok stanowczy, czy choćby na gest podobny do Tołstojewskiego. Z niepokoju swego usiłuje wymigać się przy pomocy kazuistyki i przez dostosowanie postaci Jezusa do swoich potrzeb osobistych. Zna on stanowcze wymaganie Jezusa: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz, rozdaj ubogim i pójdź za mną!“ Rozumie, że dla wierzącego jest to wciąż aktualne, osobliwie dla wierzącego bogacza. Ale pociesza się że Jezus, ponieważ jest synem bożym, twórcą żywota, mocen jest przekreślić od razu wszystko, co powiedział… „Dla ludzi jest to niemożliwe, dla Boga wszystko jest możebne nawet zbawienie tylu bogaczów, ilu mu się tylko spodoba“.

Niemniej ciekawa jest mauriakowska interpretacja przypowieści o synu marnotrawnym. Przede wszystkiem co zacz jest ten syn marnotrawny? Jezusowi, „jako człowiekowi, nie były obce wrażenia zamożnego dziecka, wypieszczonego w miękkim zbytku dużych domów obfitujących w piwnice i służebne. Znał tłuste zapachy naszych kuchni, woń mięsa pieczonego na ogniu z gałązek winnych, tkliwy/ szacunek starych sług, urodzonych w dziedzicznych naszych posiadłościach“ Grube nieporozumienie! Jezus napewno nie znał tych tłustych zapachów kuchennych, ani służby żadnej nie posiadał i posiadłości dziedzicznych nie miał. Był synem ubogiego cieśli i mówił o sobiei, że syn człowieczy; nie ma gdzieby głowę skłonił. Powtarzał, że przyszedł służyć, a nie, .aby jemu służono. Zastanawia, że dla Mauriaca te rzeczy dostatku i przepychu mają aż takie znaczenie, iż do nich przysposabia i dorabia postać Jezusa. To już nie Barbusse ani Papini, ale rozdwojony wewnętrznie mieszczuch. Zna niebezpieczeństwo bogactwa, ale nie umie się z niem rozstać, i pociesza się, że syn boży może dla jego wygody przekreślić odrazu wszystko, co powiedział, ustanowił, nakazał. A dlaczego? Oto dlatego, aby bogacz mógł zachować i majątek i zapewnić sobie zbawienie duszy. 48 Ta (adaptacja Boga do rozmiarów ideału drobnomieszczańskiego przypomina słowo myśliciela niemieckiego: Wie einer ist, so ist sein Gott“ — jaki człowiek, taki jego Bóg (Goethe).

WALTER VON MOLO I EMIL LUDWIG.

Obaj ci pisarze niemieccy są nieodrodnymi synami swego środowiska niemieckiego. Znają doskonale wyniki badań teologicznych i wiedzą dobrzej, że życiorysu Jezusa w profańskiem znaczeniu ścisłości historycznej napisać nie można — scribi nequit. Obaj też są wobec Jezusa zupełnie bezinteresowni i podchodzą do mego: jeden od strony legendy, drugi od strony wyników btadań teologicznych, i archeologicznych. Walter von Molo chce zaktualizować Jezusa do odczuwania współczesnego i próbuje przestylizować na dzisiejszość całe, jego otoczenie. Wie on, iż niektórzy uczniowie” Jezusa oczekiwali od swego mistrza, że odbuduje on królestwo Izraelskie i że z uczni swych poczyni wysokich dostojników państwowych, więc przypisuje tym uczniom pobudki egoistyczne w naśladowaniu Jezusa, pamięta również, że byli to ludzie prości, więc każę im rozmawiać z sobą w sposób bardzo prostaczy, czasem rubaszny, i pozwala im rozumieć Jezusa tak, jak dzisiaj rozumieć go może prosty analfabeta pierwszej lepszej wioski. Sceny ewangeliczne, które znamy ledwie z napomknień i z krótkich opisów, von Molo rozwija stylistycznie i unowcześnia je tak samo, jak pisarz odtwarzający czasy dawne, mówi językiem minionych dni. Jego „Legenda o Panu“ kończy się na .ukrzyżowaniu i samobójstwie Judasza. Ostatnie słowa jego książki brzmią: „Zaś uczniowie jego wyszli na wszystek świat i kazali o zmartwychwstaniu i niepokopalności ducha, który rządzi światem“.

Emil Ludwig stara się być biografem Jezusa, ale w podtytule jego dzieła o Synu człowieczym czytamy: „Dzieje pewnego proroka“. To precyzuje temat i stosunek pisarza do tematu. Bardzo dobrze maluje Ludwig środowisko palestyńskie, zna dzieje ludzi, ich losy i obyczaje, i świetnie orjentuje się w wiedzy teologicznej, dotyczącej Jezusa. Troskliwie i uważnie podmalowuje to histeryczne, a każdy z obrazów jego książki ma głęboką ramę dającą tern lepszą perspektywę. Jego Jezus to prorok, jedna z tych postaci, które calem istnieniem swoim protestują przeciwko rzeczywistości i pozwalają raczej zmiażdżyć się jej straszliwym ciężarem, niż weszliby iz nią w kompromis. 49 Z miłością i czcią dla Jezusa i z talentem wielkiego plastyka odtwarza Ludwig obrazy i sytuacje, ale już w przedmowie przestrzega czytelnika, że w Jezusie widzi tylko Syna człowieczego’, o którym historia wie bardzo niewiele. Trudności tematu pokonywa tu wspaniała intuicja artysty i ze wszystkich bodaj dzieł’ literackich, poświęconych Jezusowi w czasach ostatnich, to jest najwszechstronniejsze i najgruntowniejsze, może dlatego, że autor zrezygnował z elementu polemicznego i ze stronniczości polityczno-społecznej i moralnej,, jaką bardzo obciążyli swoje książki o Jezusie wszyscy inni autorowie.

MEREŻKOWSKI.

żaden chyba ,z wymienionych autorów nie może się równać z Mereżkowskim co do znajomości literatury fachowej dotyczącej Jezusa, przedewiszystkiem niemieckiej . Pozatem od lat najmłodszych Mereżkowski obcował stale z ewangelją i spoufalił się’ z nią tak serdecznie, jak śród wszelkich pisarzy chyba jeszcze tylko Tołstoj. Mereżkowski uprawia kult specjalny wielkich ludzi, który tak dobitnie przejawił się np. w jego „Napoleonie“, nazwanym przez niego „organizatorem chaosu“. Mereżkowski wygnamy z ojczyzny przez rewolucję, dla której ma uczucie żywiołowej nienawiści, w Jezusie widzi zbawiciela i restauratora dawnych porządków świata. Już w „Napoleonie“ spotykamy liczne akcenty uwielbienia dla cesarza Francuzów, który zdławił rewolucję i stanął w obronie cywilizacji wszechludzkiej. Inna rzecz, czy słusznie przypisał Napoleonowi rolę, jakiej domagał się od niego pietyzm) ofiary rewolucji.

Książka Mereżkowskiego o Jezusie ma tytuł wymowny: „Jezus nieznany“. Świat nie zna Jezusa i Mereżkowski, podobnie jak Papini, Jezusem swoim sądzi ludzkość współczesną. Europa jest dla niego apostatką. Dla ewangelji ma Mereżkowki uczucie pltomaenne, mocne, może nawet fanatycznej „Świat taki, jaki jest i ta księga nie mogą współistnieć. On albo ona. Świat musi przestać być tern, czem jest, albo ta księga musi zniknąć ze świata… ślepy by dojrzał: razem istnieć nie mogą. Zginąć musi albo ta księga, albo ten świat“.

To jest egzaltacja i płomienne wyznanie wierzącego serca, na które spokojny realizm odpowiedzieć może, że niemal dwa tysiące lat dziejów świata pokazały dowodnie, iż współżycie świata z ewangelją jest możliwe przy wzajemnem ignorowaniu się: ewangelja nie zmieniła świata, świat ignoruje ewangelję i — poza Rosją sowiecką — nawet niszczyć jej nie próbują. Żyje, pracują dokonywa wynalazków, organizuje przemysł, toczy krwawe wojny, doskonali gazy trujące i promienie śmierci, jakby nigdy żadnej ewangeljl nie było na świecie. Albo jeszcze gorzej: chemik z nad swych retort, w których kombinuje nowe gazy trujące, i mechanik majstrujący nowe karabiny maszynowe, chodzą w niedzielę przykładnie do kościoła i godzą wi sobie i ten świat i tę księgę. To przeraża, ale tak jest, a nie inaczej.

Mereżkowski polemizuje przedewszystkiem a autorami, którzy wywodzą, że Jezus jako człowiek nie istniał. Polemika jego jest płomienna i gniewna miejscami. Polemizuje też Z uczonymi teologami, którzy twierdzą, że na życiorys Jezusa nie posiadamy materjału, bo do 30-go roku jego życia nic o nim nie wiemy, a jego krótka działalność publiczna odtworzona jest nie przez krytycznych historyków, lecz przez miłujących wyznawców, prostaczków nie umiejących pisać poprawnie. W dodatku pierwopisy ewangelji poznikały i istnieją tylko odpisy z czwartego wieku.

Lecz miłość i wiara Mereżkowskiego nie zrażają się tern. Sięga on nietylko do ksiąg kanonicznych Nowego Testamentu, lecz i do apokryfów, a także do nielicznych źródeł profanskich i mrówczymi wysiłkami odtwarza „Życie Jezusa nieznanego“. Mistycyzm rosyjski łączy się z nim z realistyczną wiedzą niemiecką, a rączej nie łączy się z nią, lecz miesza. Ten mistycyzm rozprawia się polemicznie ze wszystkiem, co w wiedzy jest dla niego niewygodne, przyjmuje skwapliwie wszystko, co przydać mu się może. Ten pierwszy tom, który w języku rosyjskim ukazał się przed paru laty, zaś obecnie ukazuje się w przekładzie polskim, to „życie utajone Jezusa nieznanego“. Księga ta zapowiada księgę drugą o jawnem życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Kończąc! swą książkę!, Mereżkowski piszę: „Jeszcze oczyma nie widzimy, a sercem już wierny: cud cudów, spokojna wieczna błyskawica — oto jego obilcze“. Ale i o Napoleonie wypowiadał się w superlatywach: „Oto w tej chwili widzą Rosjanie, czego nie dostrzegają Europejczycy: straszliwie wysoko nad nami — z tej wysokości sądzić można, na jakie zeszliśmy niże, w jaką osunęliśmy się przepaść — straszliwie wysoko nad nami, po górach Zachodu jedzie Jeździec, wyraziście odbijając się na niebie czerwieniącem się od luny… Jedzie stępa, spogląda wdał ku Wschodowi, w ręku ma obnażoną szpadę i trzyma straż. Czego strzeże? Europejczycy nie wiedzą, ale wiedzą Rosjanie — strzeże świętą Europę przed czerwonym szatanem“.

Mereżkowski potrzebuje i Jezusa i Napoleona. Jest to wizja Nietzschego: Cezar o twarzy i sercu Chrystusa. Zbawiciel i władca. Panowanie dobroci, siły i mądrości.

Prócz Berbusse’a i Waltera von Molo wszystkie omawiane tu książki o Jezusie zostały przetłumaczone na język polski i to o wszystkich tych pisarzach można powiedzieć, że uprawiając kult postaci Jezusa, tym kultem usiłowali ominąć sprawę stosunku człowieka dzisiejszego do nauki Jezusa. U takiego Mauriaca np. Jezus tkliwego kultu jest rozgrzeszeniem od Jezusa surowego nauczyciela i ustawodawcy religijno-moralnego.

Z tej perspektywy spoglądając, należy wymienić książkę w polskiej literaturze o Jezusie Grycza-Smiłowskiego ,,Z Ziemi Świętej Nowoczesne Wierzę“. Do postaci Jezusa podchodzi on nie od strony namiastkowego kultu, który tak ostro potępił Mickiewicz w wykładnie z 16 stycznia 1844 r., ale od strony wiekuistych wartości nauki Jezusa. Ponieważ krytycyzm naukowy razem z estetyzującą literaturą aż na zbyt często archaizował Jezusa i spychał go w przeszłość bezpowrotną. Grycz-Śmiłowski energicznie i śmiało uwspółcześnia Jezusa i to nie sub specie zainteresowań akademickich, ale dla zadośćuczynienia potrzebom świata dzisiejszego tak beznadziejnie zanarchizowanego pod każdym względem, między innymi i tym, że między hałaśliwym nieraz kultem Jezusa i jego nauki a praktyką życia współczesnego wytworyła się przepaść, stale jeszcze pogłębiana’ przez wiedzę i sztukę, przez urbanizm i maszynizm z ich wielopostaciowymi skutkami.

W wędrówkach swoich po Ziemi świętej Grycz-Śmiłowski odtwarza postać Jezusa i jego naukę w ramach niegdysiejszego życia Galilei i niejako z perspektywy Ziemi świętej ogarnia całokształt kultury zachodniej przenikając tę kulturę wiecznymi wartościami nauki Jezusa. W części drugiej jego książki mamy perspektywę odwróconą i to, co się w życiu społeczeństw zachodnich utrwaliło jako zjawisko powszednie, mierzy Grycz-śmiłowski miarą słów i nakazów Jezusa. Czyni to zaś nie dla zaspokojenia jakichś potrzeb artystycznych czy naukowych, ale dla jak najściślejszego zespolenia religijno-moralnych podstaw naszego życia iz praktyką tego życia. Z tego punktu widzenia książka jego nabiera znaczenia osobliwego. Grycz-Śmiłowski nie estetyzuje jak Mauriac, nie polemizuje z światem jak Papini czy Mereżkowski, nie grozi jak Barbusse, ale w świecie wyjałowionym z ideału realizuje ideał Jezusa, aktualniejszy dzisiaj, niż przed dwoma tysiącami lat, gdy „się miało pod koniec starożytnemu światu“. Podczas, gdy Mauriac usiłuje pojednać Boga z człowiekiem, Grycz-Śmiłowski pięknym optymizmem i głęboką wiarą jedna człowieka z Bogiem, usuwając z pomiędzy naszej praktyki życiowej a naszych ideałów ten permanentny stan złego sumienia, który rozdwaja duszę i wytwarza wszystkie postaci kryzysu dzisiejszego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *