1 J 3,1-2(3-5)
25 grudnia. Boże Narodzenie. Święto przyjścia Boga – pamiątka przyjścia na świat Jezusa. Po wczorajszej wigilii gromadzimy się dziś w kościele, aby słuchać o przyjściu Boga na świat. Aby dziękować Bogu za Jego obecność. Aby prosić o przyjście Boga do nas samych.
Świętujemy urodziny naszego Zbawiciela. Choć historycy do dziś się spierają odnośnie dokładnej daty narodzin dzieciątka Jezus, to w naszej kulturze przyjęło się obchodzić Boże Narodzenie wraz z przesileniem zimowym. Dzień, w którym występuje przesilenie grudniowe, jest dla nas najkrótszym dniem w roku. Jest więc to najciemniejszy i najmroczniejszy dzień. Gdy dawno temu Kościół przyjął datę Bożego Narodzenia na grudzień, to chciał przez to powiedzieć, że bohater, na którego urodziny czekamy, przychodzi, gdy otacza nas największa ciemność. Dzieciątko Jezus jest światłością, która rozświetla mrok, zmienia naszą perspektywę i rzeczywistość, przenika ciemności. Od dnia jego przyjścia każdy dzień zaczyna być dłuższy i jaśniejszy.
W ten bożonarodzeniowy dzień czytamy i rozważamy słowa z listu Janowego. Nasz autor, Jan napisał do chrześcijan, aby upewnić ich, że bycie chrześcijaninem oznacza życie w miłości i kierowanie się ku temu, co dobre. Jan walczył z obecnym przekonaniem wśród niektórych chrześcijan, że wiara to tylko kwestia poznania i naszych przekonań. Mówili oni, że to, co robimy i czyńmy jest sprawą osobną i niezależną. Dla Jana wręcz przeciwnie, chrześcijaństwo to nie nasze przekonania intelektualne. To nie to, co uważamy, co przyjmujemy za prawdziwe, a co za fałszywe. To urzeczywistnienie miłości w swoim życiu i w życiu drugiego człowieka.
Kilka dni temu, w Rzeczpospolitej ukazał się wynik sondażu . Sondaż dotyczył tradycji pozostawiania pustego miejsca dla nieoczekiwanego gościa przy wigilijnym stole. Zapytano Polaków, zarówno tych, którzy deklarują się jako wierzący i praktykujący, jak i tych, którzy nazywają się niewierzącymi. Pytanie brzmiało „Czy przy twoim stole wigilijnym znalazłoby się miejsce dla uchodźcy albo migranta ze strefy przygranicznej?”. Osoby deklarujące się jako osoby wierzące i praktykujące w większości odpowiedziały, że przy ich wigilijnym stole nie znalazłoby się miejsce dla takich ludzi. Co ciekawe zdecydowana większość nazywających się niewierzącymi odpowiedziała tak, znalazła by miejsce takie przy stole. Sondaż skłania do refleksji, daje do myślenia. Jak to jest z tą tradycją pustego miejsca dla nieoczekiwanego gościa?
Według listu Jana, wiara nie jest tylko tym, co zmawiamy na głos, ale jest przede wszystkim tym, jak postępujemy i jak traktujemy drugiego człowieka. Bycie chrześcijaninem to przede wszystkimi działanie w miłości. Przyjście Syna Bożego przynosi przebaczenie i oczyszczenie. Chrystus uzdalnia człowieka do tego, aby mógł postępować w zgodzie z Bogiem. Od tej pory kto żyje w miłości, żyje z Bogiem. Kto żyje bez miłości, ten żyje bez Boga.
Patrzcie, jaką miłość okazał nam Ojciec, że zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i nimi jesteśmy.
Apostoł Paweł uczył, że nikt nie potrafi nazwać siebie dzieckiem Bożym, jeśli Duch Boży wpierw nie zamieszka w nim. Nikt nie będzie potrafił uwierzyć, że jest Bóg jest jego ojcem, a on jest dzieckiem Bożym, jeśli wpierw Duch Boży nie przekona o tym człowieka. Z kolei w naszym liście tym, co charakteryzuje chrześcijan jest to, że z wiarą i działaniem nazywają się dziećmi Bożymi. I to bycie dziećmi Bożymi sprawia, że stajemy się odpowiedzialni za drugiego człowieka, ponieważ w każdym drugim dostrzegamy brata czy siostrę. Drugi człowiek przestaje być obcym.
Dlatego świat nas nie zna, że jego nie poznał.
Choć chrześcijanie że względu na bliską relacje z Bogiem są dziećmi Bożymi, to jednak inni ludzie tego nie dostrzegają. W oczach całego otaczającego świata chrześcijanie pozostają więc obcy. Ich miłość jest niezrozumiała i nieakceptowana. Można powiedzieć, że jest to nieodwzajemniona miłość. Chrześcijan kocha drugiego człowieka, w którym widzi brata czy siostrę, nawet gdy brat czy siostra tego nie przyjmują i nie dostrzegają. Autor naszego listu, wie, że świat nie poznał Jezusa. Nie poznał Zbawiciela. Nie dostrzegł przychodzącego Boga. Mało tego, odrzucił go. Dlatego teraz świat nie poznaje i nie rozumie tych, którzy dostrzegają Boga. Świat nie chce znać chrześcijan. Tych wszystkich, którzy zaświadczają, że spotkali i poznali Boga, a teraz chcą nieść miłość na cały świat. Droga chrześcijan jest więc drogą samotną. Czytamy w naszym liście. Bez uznania ze strony świata. Bez zrozumienia ze strony większości.
Umiłowani, teraz dziećmi Bożymi jesteśmy, ale jeszcze się nie objawiło, czym będziemy.
Jan pisze do chrześcijan: Jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze nie wiemy, kim będziemy, jaka jest nasza przyszłość. To nie zostało jeszcze objawione. Dziecko Boże patrzy w przyszłość i wie, że to, co prawdziwe wciąż znajduje się przed nim. Chrześcijanin nie zadowala się tym, co posiada. Nie przywiązuje się do tego, co ma. Do tego, gdzie się znajduje i co, go otacza. Jego życie to ciągła wędrówka, poszukiwanie i wypatrywanie Bożego objawienia. To ciągłe odkrywanie kim się jest i kim można się stać, podążając za Bogiem. Podążając za miłością, która w niespodziewany i często niezrozumiały sposób nas wzywa do działania.
Lecz wiemy, że gdy się objawi, będziemy do niego podobni, gdyż ujrzymy go takim, jakim jest.
Według naszego listu, ciągłe upodabnianie się do Boga, który objawia się człowiekowi, to znak rozpoznawczy chrześcijanina. Otwartość na niespodziewane i niedające się przewidzieć działanie Boga jest czekaniem na Boże objawienie. Nie stoimy w miejscu, nie mówimy sobie, że jest dobrze jak jest. Ale cały czas wypatrujemy tego, co Bóg nam przekazuje.
Boże objawienie nie jest tylko historią z przeszłości. O tym, co się kiedyś wydarzyło – komuś innemu, nie nam. Bóg przychodzi do każdego z nas. Przychodzi poprzez innych ludzi. Przemawia do naszych serc. Okazuje nam miłość. Otwiera przed nami możliwości, które na co dzień były niedostępne. Nie zawsze jednak potrafimy to dostrzec. Najczęściej dopiero po czasie uświadamiamy sobie Boże działanie. Z perspektywy przyszłości zrozumiałe stają się dla nas Boże znaki.
Wczoraj w wigilijny wieczór czytaliśmy fragment Ewangelii Łukasza o tym, jak biedni pasterze jako pierwsi dostrzegli w małym dzieciątku Mesjasza i Boga. Dziś w bożonarodzeniowy poranek czytaliśmy Ewangelię Jana o tym, jak Bóg przyszedł na świat, który stworzył, lecz świat go nie poznał.
Wiadomość bożonarodzeniowa co roku mówi nam coś ważnego. Obecność mesjasza jest tajemnicą. Nie wszyscy ją dostrzegają. Tak jak nie dostrzegli jej arcykapłani, władcy i bogaci z historii ewangelii. Jest coś zaskakującego, nieoczekiwanego w przyjściu Boga. Coś, co przeczy pobożnym umysłom i intelektualnym oczekiwaniom. Tajemnica Boga jest tajemnicą dziecka. Ile to razy patrzyliśmy na dzieci lekceważąco tylko dlatego, że są dziećmi? Ile to razy nie doceniliśmy tego, kim dzieci potrafią być? Dziecko jest kimś prawdziwym, ale jednocześnie nie ujawniło jeszcze tego, kim prawdziwie jest. Dziecko jest zapowiedzią swojej dorosłości i tego kim będzie w pełni. Twarz dziecka jest widzialna, ale jednocześnie jego prawdziwa twarz zostanie dopiero ujrzana. Dziecko jest już obecne, ale jeszcze nie w pełni obecne. I takie jest przyjście Boga. Nasze zbawienie i objawienie ma naturę dziecka.
Dzieciątko Jezus, więc Bóg, choć może być widzialny, pozostaje zawsze niewidzialny. Ten, kto chce Boga, który jest tylko widoczny, ten nie może dostrzec Boga. Tak jak nie może zobaczyć zwycięstwa na Krzyżu i niespodziewanego sposobu działania Boga.
Mesjasz jest dzieckiem i kiedy dorośnie, zostaje ukrzyżowany – czytamy w Biblii. Nasz mesjasz jest widzialny, gdy dostrzegamy siłę w słabości. Gdy widzimy całość, patrząc na fragment. Kiedy dostrzegamy w drugim brata, choć rozum, strach i inni każą nam widzieć w nim obcego. Gdy dostrzegamy miłość w głębokiej ciemności wzajemnej nienawiści i niechęci, a następnie przynosimy ją na światło dzienne. Boże Narodzenie jest widzialne dla tego, kto potrafi dojrzeć światło schowane w ciemności. Zobaczy niewinność ukrywającą się za winą. Dostrzeże życie pod wszechobecną śmiercią. Tak jak dostrzegli to pierwsi uczniowie Jezusa. Wymaga to od nas jedynie otwartości – otwartych serc i otwartych umysłów. Abyśmy nie przegapili Boga, który przychodzi do nas. Jedynie wtedy, podobnie jak zwykli pasterze, będziemy mogli dostrzec wielkość i chwałę Boga, widząc bezbronne niemowlę leżące w biednym żłobie. Wtedy nie będziemy jak świat, który nie poznaje swojego Boga i go odrzuca. Będziemy jak pierwsi chrześcijanie, którzy dostrzegli tajemnicę Bożego działania. Dostrzegli zbawienie w dziecku.
Święto Bożego Narodzenia jest świętem Bożej tajemnicy. To było, jest, i będzie tajemnicą – tajemnicą dziecka. I bez względu na to, jak bardzo pobożni będziemy. Bez względu na to jak wielką wiedzę o Bogu będziemy posiadać. Bez względu na wszystko. zawsze będziemy stali w obliczu tej tajemnicy. Bóg przychodzi jako bezbronne dziecko. Mały Bóg. Czy dołączymy do tych, którzy go dostrzegają? Czy pozostaniemy ze światem, który go nie poznał?
Moi drodzy, z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę nam wszystkim abyśmy jak prorocy potrafili z nadzieją czekać na przyjście Boga, który przynosi prawdziwą miłość i pojednanie. Życzę nam wszystkim, abyśmy potrafili być jak naiwni pasterze, którzy dostrzegli Boga w małym i bezbronnym dzieciątku. Abyśmy potrafili dostrzegać miłość tam, gdzie jej się nie spodziewamy. I abyśmy przynosili miłość na świat, nawet gdy świat jej nie rozumie i ją odrzuca. Pamiętajmy o tym, szczególnie w święta. Amen!