Religia i moralność nie mają znaczenia

1 J 3, 13-20

Tekst biblijny, który rozbrzmiewa dziś w kościele z okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Dyskryminacją Rasową, pochodzi z janowej literatury biblijnej. Podobnie jak Ewangelia Jana, nasz list należy do stosunkowo późnej tradycji biblijnej. Cielesny i chodzący po ziemi Jezus jest już nieobecny. Pierwsze pokolenie jego uczniów przeminęło. Oczekiwania na rychły koniec świata spotkały się z rozczarowaniem. Pojawia się nowe rozumienie sądu ostatecznego i życia wiecznego. Zastąpienie skomplikowanych i rozbudowanych przepisów Prawa Mojżeszowego prostym ale znaczącym przykazaniem miłości wciąż jeszcze jest widocznie. Choć na horyzoncie pojawiają się nowe regulacje i nowe przepisy. Już niedługo wspólnoty chrześcijańskie staną się coraz to bardziej purytańskie, skupione wokół nowej moralności i nowych wyzwań. Coraz bardziej uwidoczniają się różnice pomiędzy starymi religiami Żydów i Greków a nową religią chrześcijańską. Różnice między starą moralnością a nową moralnością. Coraz bardziej widoczna jest odmienność pomiędzy chrześcijanami a niechrześcijanami.

I z tej perspektywy autor listu piszę takie słowa: Nie dziwcie się, bracia, jeśli świat was nienawidzi.

Chrześcijanie jako nowa wspólnota doświadczają niezrozumienia i wykluczenia ze strony świata. Jednocześnie wspominają życie i śmierć Jezusa, który również doświadczył wykluczenia.

Objawienie się Boga spotkało się z oporem i nienawiścią władzy tego świata. Reprezentanci świata, a więc władze religijne i władze państwowe skazały Jezusa na cierpienie i śmierć. Zrobili tak ponieważ poczuli zagrożenie dla swojej pozycji, majątku, dla swojego autorytetu, dla dotychczasowej moralności i dla porządku. Pojawienie się Mesjasza naruszało status quo, którego zawsze strzegą włodarze tego świata. Jak podkreślał teolog reformowany Karl Barth, objawienie się Boga jest zawsze kryzysem i zagrożeniem dla panującej religii. Jest jej sądem.

Z perspektywy religii i klasy rządzącej chrześcijanie byli więc ateistami, którzy negują tradycyjnych bogów. Naruszają rozwój, bogactwo i pokój dotychczasowych religii, dlatego są niebezpieczni. Rezygnują z publicznego kultu. Ich szeregi zasilają biedni, bogaci, Grecy, Żydzi, kobiety, mężczyźni. Ich egalitaryzm i inność są niewygodne. W oczach kapłanów i uczonych ich etyka miłości jest nieugruntowana w tradycyjnych pismach i prawach bożych. Chrześcijanom zarzuca się niemoralność i bezbożność. Spotykają się więc z niezrozumieniem, pogardą, a nawet prześladowaniem.

Autor listu próbuje przekonać wspólnotę chrześcijan, że zarzuty niemoralności i ateizmu wobec nich nie mają znaczenia. Ostatecznym kryterium i sądem jest miłość.

My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci. Ten natomiast, kto nie miłuje, pozostaje w śmierci. Każdy, kto nienawidzi swojego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie ma w sobie życia wiecznego.

Co znaczą te tajemnicze słowa o przejściu ze śmierci do życia?

Dla starożytnych, w tym i autorów biblijnych, śmierć to nie medyczny koniec naszego życia. Tak samo jak życie to nie biologiczne funkcję naszego organizmu. Niech nas nie zmyli współczesny sposób myślenia, który jest jeszcze nieznany autorom biblijnym. Śmierć i życie są wszechobecnymi mocami obecnymi w naszych duszach i ciałach. Są siłami obecnymi w historii, we wspólnotach, narodach. Choć są niewidzialne, to stają się widoczne i stale otaczają nas jak powietrze czy grawitacja.

W każdym życiu śmierć jest zawsze obecna. Jest obecna w ciele i w duszy od samego początku do samego końca. W momencie narodzin zaczynamy umierać, i każdego dnia umieramy, przez całe życie. Każdy z nas stoi wobec fascynacji życiem, które każdego dnia i każdej sekundy stwarza nieskończone możliwości. Każdy z nas lęka się z powodu śmierci. A czasem na odwrót. Lękamy się życia i fascynuje nas śmierć.

Te moce mają władzą nad nami, naszymi bliskimi, nad wszystkim co nas otacza. Oddzielenie, dyskryminacja, izolacja, brak bycia częścią to wszystko elementy śmierci. Zjednoczenie, wspólnota, bycie częścią to wszystko elementy życia.

Miłość przezwycięża oddzielenie i dlatego jest silniejsza niż śmierć. Przezwycięża inność i obcość, ponieważ wchodzi z nimi w relację. Jest tą mocą, która popycha nas ku sobie. Napełnia nas odwagą, przezwycięża lęk. Pragnie zjednoczenia. Nas z nami samymi oraz z innymi. Pragnie tego, ponieważ wie, że ostatecznie nie jesteśmy sobie obcy, ale należymy do siebie. Jest w nas coś boskiego, co sprawia, że ostatecznie niemożliwe stają się rasizm, homofobia czy ksenofobia. I wie o tym każdy z nas, kto walczył z homofobią czy ksenofobią. Czy to w samym sobie czy wśród swoich bliskich. Fobii nie pokonują logiczne argumenty czy intelektualne dyskusje. Pokonują ją nasze osobowe relacje i osobiste poznanie. Fobia jest przezwyciężana, gdy “inni” przestają być “gdzieś tam”, a stają się częścią relacji “Ja-Ty”. Źródło tej mocy, która przezwycięża dystans i wyobcowanie, Jan nazywa miłością Boga.

Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas swoje życie. My również powinniśmy oddać życie za braci. Jeśli ktoś ma dobra tego świata i widzi swojego brata w potrzebie, a zamknąłby przed nim swoje serce, to jak może przebywać w nim miłość Boga?

Pierwsi chrześcijanie doświadczyli miłości i jedności, dlatego nazywali się braćmi. Nie było to na pokaz, jak w wielu współczesnych Kościołach, gdzie jest to maska dla ukrytej wrogości. Było to prawdziwe doświadczenie. Podziały, które charakteryzowały i dzieliły różne grupy zostały przezwyciężone. Pochodzenie i klasa społeczna, płeć, religia, moralność. To wszystko nie miało ostatecznie znaczenia. Liczyło się pojednanie, które dostrzegli w obrazie Jezusa oddającego swe życie. Liczyła się miłość, która wlała w ich serca poczucie sensu i przynależności. To jej pragnęli służyć. To ją nazwali imieniem „Bóg”. To ona popychała ich niekiedy do oddania całego swojego majątku albo poświęcenia życia. Sprawiała, że stali się częścią wspólnoty i w obcych ludziach widzieli braci. Była to miłość, która nie pochodziła ze świata. Nie znaleźli jej wśród bogatych tego świata. W świecie znaleźli jedynie śmierć, nienawiść i potępienie.

Nasze dusze stają się biedne i zamierają, gdy wybieramy samotność i izolację. Gdy zamykamy się w swoim świecie i gdy chłodno odwracamy się od fizycznych i duchowych potrzeb innych. Miłość pokonuje obcość i stwarza relację, w której jest coś więcej niż każda osoba wnosi do tej relacji. Wzbogaca ona osoby. I nie ma miłości, która nie pragnie zaspokoić potrzeb drugiego człowieka.

Dzieci, nie miłujmy słowem ani językiem, ale czynem i prawdą. Dzięki temu poznamy, że jesteśmy z prawdy i uspokoimy przed Nim swoje serce.

Nasz fragment kończy się bezpośrednim słowem pociechy dla chrześcijan, którzy mają niespokojne serca, ponieważ stale spotykają się z zarzutami bezbożności i niemoralności. Zaczynają wątpić w samych siebie. Najlepszym sprawdzianem będą nie słowa, ale ich czyny. Nie pytaj drzewa, czy jest dobre czy złe, zanim nie wyda swoich owoców. Można używać najpiękniejszych słów o miłości. Mówić o godzinami o akceptacji, tolerancji. W takich słowach często ukrywa się mściwość i skryta nienawiść. Ostatecznie to czyny weryfikują i zdradzają, co kryje się w naszych sercach.

A jeśli nawet serce nas potępia, to Bóg jest większy od naszego serca i wie wszystko.

Ostatnie słowa kierowane są do tych, których serca ich potępiają. Niekiedy czujemy się odrzuceni i nieakceptowani do tego stopnia, że sami siebie potępiamy. Mieszka w nas ukryta mściwość i wrogość, której nie jesteśmy nawet świadomi. A gdy jesteśmy momentami świadomi, to jesteśmy przerażeni ile mroku i nienawiści potrafi mieszkać w naszych duszach. To wszystko sprawia, że nie potrafimy i nie chcemy patrzeć w lustro. Poczucie winy nie pozwala nam cieszyć się życiem. Wciąż pamiętamy, jak zraniliśmy ludzi, na których nam zależało i zostaliśmy odddzieleni. Pamiętajmy Bóg wie więcej o nas niż jesteśmy tego świadomi. Widzi naszą ukrytą brzydotę, ale i ukrytę piękno. On bada serca ludzkie i widzi również naszą rozpacz. I jego ostatnie słowo jest słowem przebaczenia.

Moi mili, okazji Dnia Walki z Dyskryminacją życzę nam wszystkim więcej życia, a mniej śmierci. Miłości za którą stoją czyny, a nie tylko puste słowa. Mniej ukrytej mściwości wobec innych i obcych. Jedności, która nie jest tylko na pokaz, ale która wyrasta z prawdziwego spotkania z drugim człowiekiem. Abyśmy nie ulegali pokusie izolacji i dyskryminacji, ale pozostawali otwarci. Tak jak uczy nas dzisiejsza lekcja. Różnice rasowe, narodowe, klasowe, wyznaniowe, światopoglądowe nie mają ostatecznie znaczenia. Liczy się miłość, której służyli pierwsi chrześcijanie i którą nazwali Bogiem. I której my również pragniemy służyć. Amen

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *