Dz 16, 23-34
Fragment wyznaczony przez Kościoły do dzisiejszego rozważania pochodzi z Dziejów Apostolskich.
Dzieje Apostolskie to wyjątkowa księga biblijna, która zawiera opowieść o pierwszych chrześcijanach i podróżach apostołów. Rzadko kiedy jest podstawą rozważań, ponieważ pełna jest fabuły, przygód, cierpienia i zaskakujących zwrotów. Historycy widzą w niej mieszaninę historii, legend i mitów, których nie sposób zweryfikować. Bibliści doszukują się licznych odniesień literackich, motywów teologicznych i ukrytych znaczeń. Chrześcijanie widzą w niej opowieść o cudownych początkach Kościoła i tęsknią za czasami, gdy wiara była żywa i twórcza, a wspólnoty się rozwijały.
Dziś czytamy fragment zawierający opowieść o przygodach Pawła i Sylasa, gorliwych chrześcijan aspirujących do roli apostołów. Akcja dzieje się w czasie drugiej wyprawy misyjnej Pawła. Nasi bohaterowie odwiedzają dawnych znajomych oraz poznają nowych, tworząc wspólnoty chrześcijan. W wyniku podróży trafiają do Macedonii, do miasta Filippi. Była to kolonia rzymska, leżąca w pobliżu Morza Egejskiego. To tam podróżnicy nauczają ludzi otwartych na nowe słowo. Odwiedzają chorych i leczą tych, którzy cierpią z powodu schorzeń fizycznych i psychicznych.
Podczas tego pobytu w Filippi, Paweł i Sylas uleczyli opętaną niewolnicę, która padła ofiarą wyzysku swych panów. Właściciele kobiety zarabiali znaczne pieniądze na jej przypadłości i słabości. Wraz z uzdrowieniem niewolnicy przepadło ich przedsiębiorstwo i źródło zysku. Zwrócili się więc przeciwko chrześcijanom. Oskarżono ich o propagowanie obcej religii. Publicznie zarzucono im nauczanie nowej moralności i zwyczajów, które zagrażają tradycyjnym rzymskim wartościom.
Zanim chrześcijaństwo stało się religią i tradycyjną wiarą, było postrzegane jako coś nowego, jako coś zagrażającego dotychczasowemu porządkowi społecznemu i religijnemu. Chrześcijanie byli nazywani ateistami. Byli oskarżani o nowinkarstwo i demoralizację społeczeństwa. I tak też jest w naszej opowieści.
Misjonarze byli zagrożeniem dla starej i świętej religii. Zdemoralizowani przedsiębiorcy za pomocą tych nastrojów manipulują tłum i przekonują władzę do zatrzymania naszych bohaterów. Władza, pod wpływem rozwścieczonego tłumu i powagi zarzutu, rezygnuje z procesu. I tak zaczyna się nasz fragment:
Gdy wymierzyli im wiele razów, wtrącili ich do więzienia i nakazali strażnikowi, aby dobrze ich strzegł. Po otrzymaniu takiego rozkazu, wrzucił ich do wewnętrznego lochu, a nogi zakuł im w dyby.
Bez sądu, bez woli wyjaśnienia sytuacji, nasi bohaterowie zostają rozebrani, wychłostani, uwięzieni w wewnętrznych lochach i zakuci w kajdany. Wewnętrzne lochy były najciemniejszą i najniebezpieczniejszą częścią więzienia. W ciemnościach wszystko może się wydarzyć, trudno znaleźć odpowiedzialnego. Wszystkie nasze lęki i strachy karmią się ciemnością i tym, co nieznane. Apostołowie trafiają do tego piekła.
O północy Paweł i Sylas modląc się, śpiewali hymny Bogu, a więźniowie im się przysłuchiwali.
Naszych bohaterów spotkała niesprawiedliwość i nadużycie. Okaleczeni i zamknięci w ciemnej celi zostają pozostawieni samym sobie. Pozostają sami ze swoim cierpieniem. I to właśnie w tej nocy znajdują ukojenie w modlitwie i pieśniach.
Paradoksalnie muzyka jednoczy skazanych. To wszystko skrada serca innych więźniów, którzy potrafią zamilknąć i wsłuchać się. Paradoksalnie więzienie staje się wspólnotą – staje się kościołem.
Dzisiejsza niedziela Cantate „Śpiewajcie Panu pieśń nową” zwraca szczególną uwagę właśnie na ten fragment. „Ten kto śpiewa, dwa razy się modli” – pisał jeden z Ojców Kościoła. Śpiew posiada większą moc niż zwykła modlitwa, ponieważ muzyka potrafi mocniej poruszyć nasze serca niż zwykłe słowo. Muzyka jednoczy nasze dusze z Bogiem i jednoczy wszystkich tych, którzy śpiewają. Dlatego odgrywa tak ogromną rolę w Kościele.
Nagle powstało tak silne trzęsienie ziemi, że zachwiały się fundamenty więzienia. Natychmiast też otworzyły się wszystkie drzwi i ze wszystkich opadły kajdany.
Trzęsienie ziemi jest popularnym motywem legend i mitów w tamtych czasach. I od razu odbierane jest jako interwencja Boga lub bogów. Trzęsienia nie można wywołać, nie można go przewidzieć. Przychodzi nagle i niespodziewanie. Nadchodzi z głębi. Wstrząsa podstawami. Boże działanie sprawia, że to, co wydawało się niemożliwe, teraz okazuje się możliwe. Nasi bohaterowie stają się wolni.
Gdy strażnik się przebudził i zobaczył drzwi więzienia otwarte, wyciągnął miecz i chciał się zabić. Sądził bowiem, że więźniowie uciekli.
Strażnik zdaje się w ogóle nie dostrzegać trzęsienia ziemi. Budzi się w nocy. Widzi otwarte drzwi, wyciąga pochopnie wniosek, że więźniowie uciekli z jego winy. Ogarnia go lęk. Nie wywiązał się ze swojej służby. Spotkają go konsekwencje. Bardziej boi się zwierzchników i władzy niż śmierci. Planuje więc popełnić samobójstwo, aby uniknąć egzekucji za zaniedbanie obowiązku. Trudno jest wyobrazić sobie, co myśli człowiek, gdy targnie się na swoje życie. Zostaje jednak powstrzymany.
Wówczas Paweł krzyknął na cały głos: Nie czyń sobie nic złego, bo jesteśmy tu wszyscy! Zażądał więc światła, wskoczył do lochu i przypadł drżący do stóp Pawła i Sylasa.
Nasi bohaterowie stają się wolni, ale nie uciekają. Pozostają i dzięki temu ratują życie zrozpaczonemu i drżącemu strażnikowi. Ciemność głębokich lochów zostaje rozświetlona. Życie strażnika zostaje uratowane.
A gdy ich wyprowadził na zewnątrz, powiedział: Panowie, co mam czynić, abym został zbawiony? Odpowiedzieli mu: Uwierz w Pana Jezusa, a będziesz zbawiony ty i twój dom. Następnie jemu i wszystkim jego domownikom opowiedzieli naukę Pana. Przyjął ich więc tej godziny w nocy, obmył rany i natychmiast został ochrzczony wraz z całym swoim domem. Wprowadził ich również do swego mieszkania, zastawił stół i wraz z całym domem cieszył się bardzo, że uwierzył w Boga.
Strażnik znajduje ratunek i spokój we wspólnocie z chrześcijanami. Rodzi się przyjaźń. Wiara nie potrzebuje żadnego przygotowania, żadnych warunków wstępnych, wykształcenia. Jest niezależna od wszystkiego. Może zrodzić się w każdym i wszędzie. I tak stało się u strażnika. Wszystko dzieje się jednej nocy. Tym samym on i jego rodzina stają się chrześcijanami.
Pobyt Pawła i Sylasa w mieście Filippi kończy się przyłączeniem się do chrześcijan strażnika, pomimo odrzucenia ze strony mieszkańców i tłumu. We wspólnocie nie chodzi o ilość. Jedna dusza okazuje się cenniejsza niż tłum ludzi.
Autor Dziejów Apostolskich poprzez swoje opowiadania próbuje powiedzieć, że tajemniczy Bóg w sposób niespodziewany kieruje naszą historią – zarówno przez dobre, jak i złe chwile. W przyjaźniach i uzdrowieniach, ale również w odrzuceniu i więzieniu. Śmierć, nienawiść, kłamstwa, cierpienie – to wszystko nie jest w stanie odłączyć nas od Bożej opatrzności.
Bóg działa niespodziewanie i nieprzewidywalnie. Według naszej opowieści nie przychodzi do tych, którzy są u władzy, do bogatych, do tych, którzy szukają jedynie zysku i wyzysku. Oni wszyscy widzą zagrożenie w Jego działaniu. Oni wolą Go uciszyć. Wsadzić do więzienia.
Wiara została odrzucona przez tłum, przez większość. I dzięki temu mogła trafić do ludzi, którzy byli odrzucani przez tę samą większość. Trafiła do więzienia i tam pozyskała uczniów. Trafiła do człowieka pragnącego własnej śmierci i tam przyniosła mu ratunek. Dała mu życie.
Autor naszej dzisiejszej opowieści stawia przed nami pytania: Czy szukamy Bożej działalności w jednostce, czy tylko w tłumach? Czy nie cenimy bardziej poparcia grupy i tłumu niż przyjaźni i pojedynczych relacji? Czy szukamy Boga w tym, co odrzucone, marginalizowane i bezbronne, czy tylko w tym, co silne, bogate i pełne władzy?
Dzisiejsze Słowo uczy nas, że Bóg przychodzi bez zapowiedzi i jest tam, gdzie się go niespodziewamy. Obyśmy byli otwarci na jego nowe i niespodziewanego działanie. Amen.