Nie mam nikogo

J 5, 1-5

Rozważamy dziś opowieść o cudownym uzdrowieniu człowieka chorego od wielu lat. O legendarnej sadzawce, o samotności, o spotkaniu z Jezusem.

Nasza historia rozgrywa przy jednej z bram Jerozolimy. Na obrzeżach miasta znajduje się specjalna sadzawka, zwana Betezdą. Tam gromadzą się chorzy, wycieńczeni, porzuceni przez życie.

W czasach Imperium Rzymskiego takie sadzawki miały znaczenie większe, niż może się nam wydawać. Wokół nich powstawały ośrodki lecznicze – coś w rodzaju szpitala lub uzdrowiska. Nazywano je asklepiejonami. Były poświęcone greckiemu bogu Asklepiuszowi – bogu sztuki lekarskiej, którego nazywano zbawicielem, bo miał moc leczenia i przywracania człowieka do pełni. Do pojednania.

Wtedy wierzono, że w naturze ukryta jest cudowna uzdrawiająca siła. Lekarze i kapłani potrafili ją wykorzystać dla dobra człowieka. To przekonanie nie jest nam obce, choć dziś rzadko mówimy o cudach – raczej o medycynie i nauce.

Nie wiemy, jak dokładnie wyglądała ta sadzawka z naszej Ewangelii. Czy wciąż byli tam kapłani i lekarze? Czy może było to już opuszczone uzdrowisko – miejsce, które kiedyś tętniło życiem, a dziś pozostała tylko cisza i wspomnienie dawnej nadziei?

Być może wśród chorych krążyły opowieści o czasach, gdy woda była tam żywa i czysta. Może raz na jakiś czas naprawdę poruszała się – i wtedy ludzie wierzyli, że anioł lub duch zstępuje, by przynieść uzdrowienie. Czekali więc, aż woda się poruszy. Aż znów popłynie źródło. Aż coś się wydarzy.

Wśród nich był człowiek chory od 38 lat. Leżał przy sadzawce – jakby mieszkał tam od dawna. Chory, bez sił, niezdolny, by samodzielnie wejść do wody.

Jezus go zauważa. Patrzy na niego. Widząc, że leży tam od dłuższego czasu, rozumie, że ten człowiek od lat czeka – na poruszenie wody, na uzdrowienie, na cud.

I wtedy Jezus zadaje pytanie: „Czy chcesz być zdrowy?” To pytanie jest zaskakujące. Przecież wydaje się oczywiste, że każdy chory pragnie zdrowia. Większość z nas jest przekonana, że każdy chory chce być zdrowy. Ale czy naprawdę wszyscy nie lubią choroby, cierpienia, zagrożenia życia?

Oczywiście nie lubimy naszych chorób. Ale cześć naszej duszy… je lubi. Nieświadomie, a czasem nawet świadomie. Czy jest wśród nas ktoś, kto może powiedzieć, że nigdy, nawet przez moment, nie chciał zachorować? Albo pozostać chorym, żeby nie musieć wracać do obowiązków?

Są w nas dwa wilki. Jeden słaby – szuka choroby, chce się schować przed życiem. Drugi silny – pragnie zdrowia, chce walczyć. Oba są w nas. Codziennie walczą o głos. To, co w nas słabe chce bezpiecznej maty. Takiej na której leżał chory z naszego Ewangelii.

To, co w nas słabe chce choroby, pragnie ucieczki i zwolnienia od surowości dnia codziennego. To, co w nas silne, nienawidzi nas za to.

Jest w nas pragnienie wyzdrowienia. I jest w nas strach przed tym wyzdrowieniem.

Nowy Testament jest pełny takich historii. Ludzie chorzy lub zniewoleni, gdy spotykają Jezusa, często się boją. Demony stawiają opór. Ludzie są wewnętrznie rozdarci. Są przyzwyczajeni do swojej choroby. Zdrowie jest czymś nowym i nieznanym. Uzdrowienie wymaga odwagi. Wymaga rezygnacji z tego, do czego przywykliśmy.

Jezus pyta: Czy chcesz być zdrowy? Nasz chory odpowiada: Panie, nie mam nikogo.

To jeden z najbardziej poruszających momentów w Ewangelii. Cichy krzyk samotnego człowieka. Nie ma nikogo, kto mógłby mu pomóc, kto zanieśliby go do sadzawki, kto po prostu byłby przy nim. Wie, że uleczenie jest możliwe, ale nie dla niego. Jego najgłębszą chorobą jest samotność. Jest samotny. Nie ma już siły wierzyć, że może być inaczej.

Wtedy Jezus przełamuje jego samotność. Nie czeka na poruszenie wody. Po prostu mówi: „Wstań”, I człowiek wstaje. Odżywa. Zaczyna chodzić. Człowiek znajduje odwagę, by porzucić swoją „matę” – stary sposób bycia. Wraz z odwagą w człowieku rodzi się wola i siła do życia.

Ale dla ludzi wokół to cud staje się powodem zgorszenia. Bo był to szabat – dzień, w którym nie wolno było pracować. A więc i nie wolno było nieść maty. Nie wolno było robić wysiłku. Pobożni patrzą i widzą jedynie złamanie prawa religijnego. Nie widzą człowieka, który odzyskał życie.

Co ta opowieść mówi nam dzisiaj? Gdzie my szukamy uzdrowienia?

Uzdrowienie przychodzi w różnych miejscach i na wiele sposobów. W szpitalach, w przychodniach, w poradniach psychologicznych. W naszych rodzinach i przyjaźniach..

Nasze ciała i umysły potrzebują leczenia; zwłaszcza gdy nasze życie zostaje rozbite na małe kawałki, a my sami nie potrafimy go złożyć w całość. Nasze ludzkie życie jest otwarte na przeróżne choroby i to one rozdzierają nas na pół, pozbawiając nas naszej prawdziwej jedności.

Jezus nazywany był lekarzem i to lekarz jest pierwszą osobą do której człowiek pójdzie szukać zdrowia. Wszyscy wiemy, że uzdrawiająca moc obecna jest naturze i przyrodzie, które dla naszego zdrowia wykorzystują lekarze i producenci leków. Rozwój medycyny pokazuje, jak zwycięsko walczymy z różnymi formami chorób cielesnych. Wynajdujemy lekarstwa i szczepionki z cudowną skutecznością. Nie potrafimy sobie nawet już wyobrazić świata bez nich.

Lekarze pomagają nam, utrzymują nas przy życiu, ale czy są w stanie uzdrowić nas całkowicie? Czy sprawią, że nasza dusza będzie zdrowa? Jeśli rozpacz, samotność, wina i niechęć do samego siebie rządzą naszym życiem. To wszystkie nie daje nam jedności.

Jezus nazywany był przez uczniów przyjacielem i to przyjaciel jest osobą do której pójdziemy szukać zdrowia.

Wiemy że uzdrawiająca moc obecna jest w drugim człowieku, który potrafi leczyć swoją obecnością, rozmową i wsparciem. Wiemy też, że nasi bliscy mają moc leczenia naszych chorych dusz. Jeśli chcemy być uzdrowieni pójdziemy do naszych bliskich, rodzin, psychologów, terapeutów czy psychiatrów. I jeśli oni będą wiedzieć, jak nam pomóc, będą starali się uleczyć naszą duszę.

Nasz chory był jednak samotny. Ówczesny świat medycyny i przyjaźni był przed nim zamknięty. Słyszeliśmy ten cichy i nieśmiały krzyk: Panie, nie mam nikogo. Jest to krzyk, który możemy usłyszeć w każdej grupie wiekowej. W każdej klasie społecznej.

Wyobraźmy sobie chłopca, który urodził się inny. I teraz jest odrzucany. Nie znajduje przyjaciela ani przyjaciółki. Gdy wyciąga z tęsknotą ramiona ku miłości — jest odpychany. Nie ma nikogo. Jak on ma być zdrowy?

Wyobraźmy sobie kobietę, która została skrzywdzona przez kogoś, kogo kochała. Przeżyła rozpacz i zamknęła się w sobie. Wybrała samotność, choć widzimy ją zawsze w towarzystwie innych. Nienawidzi siebie i odrzuca każdego, kto chce ją naprawdę poznać. Nie ma nikogo. Jak ona ma być zdrowa?

Wyobraźmy sobie starszego pana, który wspomina swoje dawne życie. Uganiał się za złudnymi pragnieniami, które nawet nie były jego. A gdy się zorientował — utracił także to, czego naprawdę pragnął. Obwiniał o to wszystkich. Teraz się wstydzi. Obwinia samego siebie. Nie ma nikogo. Jak on ma być zdrowy?

Nowy Testament mówi, że całkowite uzdrowienie znajduje się w obrazie Jezusa, który był Chrystusem, Lekarzem i Zbawicielem. Tym, co leczy całkowicie i tym, co składa nasz świat z powrotem w jedną całość jest łaska Boża.

Ta łaska może nie usunie krzywdy, która nas spotkała. Nie zadziała jak magiczne zaklęcie wypowiedziane przez czarodzieja. Może nawet wrzuci nas w jeszcze większą rozpacz i cierpienie — po to, by nas móc podnieść.

I nie cofnie czasu, aby wydarzenia i choroba, które nas dotknęły nigdy się nie zdarzyły. Ale uczyni coś nowego. Wleje miłość w nasze serca. Zaakceptuje nas takimi, jakimi naprawdę jesteśmy. Nie takimi, jakimi się wydajemy. Pojedna nas z naszym ciałem, z naszą osobowością. Nie będziemy się wstydzić tym, kim naprawdę jesteśmy. Będziemy mieć siłę, żeby pojednać się z drugim człowiekiem, bo będziemy pojednani z samym sobą.

Ewangelia pozostawia nas z pytaniami. Czy jesteśmy otwarci na uzdrawiającą moc w obrazie Jezusa Chrystusa, zwanego Zbawicielem? Na to pytanie odpowiadają ci, którzy mogą nam powiedzieć, że naprawdę jej doświadczyli — że opuściły ich destrukcyjne duchy, że ich rozpacz została uzdrowiona, że zostali pojednani sami ze sobą. Oczywiście, nie zawsze tak się dzieje. Ale dzieje się — w tych chwilach, które są chwilami łaski. Chwilami, w których człowiek leży… i słyszy ten cichy głos, który mówi: „Wstań.” Czy będziemy otwarci, gdy łaska do nas przyjdzie? Czy będziemy mieć odwagę, by wstać? Czy chcemy być zdrowi? Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *