Jon 1, 1-3
Fragment, który dziś czytamy, pochodzi z Księgi Jonasza. Krótkiej księgi zawierającej pouczające opowiadanie z morałem. Księga Jonasza należy do specyficznych ksiąg. Jest krótka i zawiera perypetie proroka. Negatywna postawa proroka Jonasza w tej historii stanowi pouczenie dla czytelników.
W naszym opowiadaniu Jonasz dostaje zadanie.
Powstań, idź do Niniwy, wielkiego miasta, i wołaj głośno przeciwko niej, gdyż dotarła do Mnie wiadomość o jej niegodziwości!
Jonasz zostaje powołany przez Boga, aby wystąpił przeciwko miastu Niniwy. Niniwa jest obcym miastem w państwie Asyrii. Jej mieszkańcy mają swoich bogów. Gdy czytamy Stary Testament to dowiadujemy się jak wiara w pogańskich bogów prowadzi do niesprawiedliwości, bezprawia i zła. Najczęściej był to wyzysk biedniejszych i potrzebujących. I to samo stało się z Niniwą. Nasz powołany prorok ma udać się do tego pogańskiego miasta i głosić przeciwko mieszkańcom i władcom, ponieważ miasto słynnie z niesprawiedliwości. Zdaniem naszego proroka jest ostrzec miasto, gdyż to bezprawie mieszkańców prowadzi do przyjścia zagłady.
I co robi nasz Jonasz, gdy tylko dowiaduje się, że ma udać się do pogańskiego miasta i go ostrzec? Zrobił to, co wiele osób robi, gdy dostaje polecenie zrobienia czegoś, czego tak naprawdę nie chce. Ucieka od wykonania zadania. Jonasz zdaje się udawać, że wykonuje zadanie. Pakuje się, opuszcza swój dom, ale tak naprawdę zamiast do Niniwy, postanawia uciec na otwarte morze. Jak sam zdaje się myśleć, daleko od obowiązków i daleko od Boga.
Jonasz ucieka w całkowicie przeciwnym kierunku. Wycieczka okrętem po Morzu Śródziemnym zapowiada się dobrze. Jonasz znajduje załogę, która towarzyszy mu w podróży. Jednak, gdy wypływają na pełne morze wszystko się zmienia. Zrywa się potężna burza. Silny wiatr i sztorm kołysają okrętem, któremu grozi rozbicie. A wszystkim pasażerom grozi śmierć. Żeglarze w strachu zaczynają się modlić. Każdy do swojego pogańskiego boga. Zaczęli nawet wyrzucać balast, aby zmniejszyć ciężar okrętu. A co robi w tym czasie nasz bohater? Jonasz niewzruszony sytuacją udaje się na dół okrętu i zasypia twardym snem. Stoi z boku całego problemu.
Zachowanie Jonasza bardzo dziwi kapitana statku. Budzi go i nakazuje mu modlić się do swojego boga, gdyż może to zwiększyć szanse na przeżycie. Żeglarze postanawiają też przeprowadzić dochodzenie. Chcieli się dowiedzieć z czyjej winy na statek spadło nieszczęście. Który z pasażerów sprowadził na statek śmierć? Aby się dowiedzieć postanowiono wykorzystać sposób, który pewnie uważano za najbardziej naukowy i wiarygodny. Postanowiono rzucić losy. Los padł na Jonasza. Osaczony przez wszystkich pasażerów Jonasz przyznaje się do winy. Przyznaje przed towarzyszami, że ucieka przed Bogiem, a katastrofa, którą czeka statek, to jego wina.
Sam stwierdza, że woli umrzeć niż posłuchać Boga i udać się do miasta. Prosi więc załogę, aby wrzuciła go do morza. Początkowo załoga niechętnie podchodzi do tego pomysłu. Rozwiązanie to wydaje się zbyt radykalne. Jednak sztorm nie odpuszczał. Żeglarze chwycili się więc tej ostatniej deski ratunku. Postanowili posłuchać ostatniego życzenia Jonasza i wrzucić go do morza. Jak sami myśleli, skazują go tym samym na pewną śmierć. Jednocześnie żeglarze zwracają się do Boga z prośbą o przebaczenie i zapewniają, że tak naprawdę wykonują wolę Bożą. Po wyrzuceniu Jonasza ze statku morze się uspokaja, a żeglarze rozumieją całą sytuację. Zaczynają wielbić Boga. A co się stało z naszym bohaterem?
Bóg nie odpuszcza tak łatwo Jonaszowi, który wolał umrzeć niż wykonać powierzone mu zadanie. Bóg tworzy wielką rybę, która połyka Jonasza. Jonasz zamieszkuje w niej na trzy dni. Modli się do Boga o ratunek i koniec końców Bóg nakazuje wielkiej rybie wypluć Jonasza na ląd.
Ucieczka Jonasza kończy się porażką. Tym samym Bóg próbuje z Jonaszem od nowa. Bóg powtarza zadanie.
Wstań, udaj się do Niniwy, tego wielkiego miasta i zwiastuj mu poselstwo, które ci przekazuję.
Nasz bohater jest świadomy, że nie może uciec przed Bogiem. Niechętnie udaje się więc do tego wielkiego i pogańskiego miasta. Dociera do Niniwy. Po czym wypowiada w stronę mieszkańców tylko jedno zdanie. Jakby od niechcenia przekazuje słowo od Boga.
Jeszcze czterdzieści dni pozostaje do zburzenia Niniwy.
Zadanie wykonane. Powiedzielibyśmy zadanie odwalone. Po wypowiedzeniu tych kilku słów, Jonasz wychodzi z miasta i znajduje swoje schronienie na obrzeżach. Robi sobie szałas, siedzi wygodnie w cieniu. Powiedzielibyśmy robi sobie popcorn, żeby popatrzeć z boku. Jonasz czeka sobie spokojnie aż miasto z powodu swojej niesprawiedliwości dosięgnie kara. Czeka na obiecaną przez Boga zagładę mieszkańców Niniwy.
Stało się jednak coś niespodziewanego. Słowa Jonasza, wbrew jego intencji, przemówiły do mieszkańców Niniwy. Rozniosły się po całym mieście. Nagle mieszkańcy uświadomili sobie swoją winę. Nawrócili się do Boga. Zaniechali niesprawiedliwości. Zaczęli błagać Boga o przebaczenie. Sam król zszedł ze swojego tronu oraz ogłosił całkowity post i pokutę. Rozkazał mieszkańcom:
Niech włożą włosiennice, zarówno ludzie jak i bydło i niech żarliwie wołają do Boga, niech każdy zawróci ze swojej złej drogi i od bezprawia, własnoręcznie popełnionego. A może Bóg znów się użali i odstąpi od swojego gniewu, i nie zginiemy.
Bóg dostrzegł, że mieszkańcy zawrócili ze swej złej drogi. Zaczęli błagać o przebaczenie. Odstąpił więc Bóg od wymierzenia kary. Zagłada nie spotkała mieszkańców. Niniwa została uratowana.
A co na to wszystko nasz bohater? Okazuje się, że nie podoba mu się takie zakończenie. Jest zdruzgotany. Rozgniewał się okropnie na Boga. Przy okazji dowiadujemy się też, jaki był powód ucieczki Jonasza.
Ach Panie! Czy nie to miałem na myśli, gdy jeszcze byłem w mojej ojczyźnie? Dlatego pierwszym razem uciekałem. Wiedziałem bowiem, że Ty jesteś Bogiem łaskawym i miłosiernym, cierpliwym i pełnym łaski, który żałuje nieszczęścia.
Jonasz uciekał przed swoim zadaniem, ponieważ uważał, że miasto nie zasługuje na ratunek. Nie zależało mu na tym obcych i pogańskich mieszkańcach. W jego oczach Bóg nie powinien być łaskawy i cierpliwy, jeżeli chodzi o tych obcych. Tych których sam nie lubił. Nie podoba mu się zachowanie Boga. Jest zazdrosny. Według niego Bóg powinien być wyrozumiały tylko dla jego narodu. Inni nie powinni mieć szansy. Jonasz gniewa się na Boga. Wszystko nie ma dla niego sensu. Jest rozgoryczony do tego stopnia, że wolałby umrzeć.
Panie, zabierz moją duszę, bo lepiej mi umrzeć aniżeli żyć.
Obrażony Jonasz mieszka obok miasta. Znalazł schronienie pod krzewem, który dawał mu cień i zapewniał mu bezpieczeństwo. Choć był obrażony, to dostrzegał radość w swoim drzewku. Jego radość nie trwała jednak długo. Bóg wysłał robaka, aby podgryzł ulubiony krzew, tak że roślinka umarła. Brak ochrony przed słońcem sprawił, że Jonasz nie mógł znieść gorąca. Gniewał się okropnie i brakowało mu krzewu. Powtórzył słowa: Lepiej mi umrzeć aniżeli żyć
Opowiadanie o Jonaszu kończy się słowami Boga:
Jonaszu, jak to jest, że możesz mieć tak gorące uczucia dla tego drzewa, a jednocześnie zdajesz się nie mieć w ogóle współczucia dla mieszkańców Niniwy, którzy nie potrafią rozróżnić co jest dobre, a co złe?
Opowiadanie o Jonaszu niesie dziś to samo pouczenie, jakie niosło wieki temu, gdy było kierowane do narodu żydowskiego. Wielcy prorocy pragnęli, aby naród żydowski miał oczy otwarte na prawdę i na działanie Boga. Prorok Jonasz zapomina o tym. Ale historia Jonasz przypomina, że miłość Boża jest nieograniczona. Miłość Boża nie jest ograniczona naszą ludzką miłością. Miłość Boża nie jest tym samym, jak my pojmujemy Boga. Niekiedy chcemy, aby Bóg był wyrozumiały i kochający tylko dla nas. I chcemy, aby był surowy i niszczący dla innych. Szczególnie dla tych, których nie lubimy. Dla tych, którzy wierzą czy myślą inaczej od nas. Chcielibyśmy jak Jonasz stać z boku i obserwować jak Bóg rozprawia się z naszymi wrogami. Ale Bóg nie będzie uczył się od nas sprawiedliwości. Nie będzie tez uczył się do nas miłości. Bóg zawsze wie więcej i widzi więcej. My zawsze wiemy mniej i widzimy mniej. Nie do nas, ale do Boga należy ostatnie słowo. Amen