2 Kor 1,3-7
Okres pasyjny jest czasem, który przygotowuje nas do świąt wielkanocnych. Jest to okres wyciszenia i wewnętrznej pokuty. Stronimy od hałasu i biegu życia codziennego, zatrzymujemy się na chwilę w miejscu. W sposób szczególny spoglądamy na swoje życie. Uświadamiamy sobie naszą niedoskonałość, nasze winy. Spoglądamy na cierpienie Jezusa. Spoglądamy na własne utrapienia i na utrapienia naszych bliskich.
Dzisiejszej niedzieli pasyjnej czytany fragment, który pochodzi z listu Apostoła Pawła do chrześcijan w Koryncie. Jest to początek pojednawczego listu Pawła, który kończył jego dotychczasowy konflikt ze zborem w Koryncie. Apostoł Paweł wyraził w nim radość, jaką sprawiło mu pojednanie i zgoda ze skłóconymi chrześcijanami.
Korynt był dużym i bogatym miastem. Jako miejscowość portowa był ważnym regionem handlowym i komunikacyjnym. Bogate miasto utrzymywało się w dużej mierze z handlu i rzemiosła. Jednocześnie miasto kojarzyło się również z zepsuciem moralnym, któremu sprzyjało bogactwo dużego miasta. W tym mieście apostoł Paweł założył parafię chrześcijańską, składający się głównie z pogan. Odwiedzał ich, pisał do nich listy.
I ten Kościół w Korynie nie należał do idealnych. Chrześcijanie, do których pisał Paweł, byli bardzo podzieleni i pokłóceni. Obecne były spory personalne i wzajemna niechęć. Paweł napisał list do swojego zboru, gdyż dowiedział się o wszystkich problemach, które rozsadzają jedność chrześcijan. Listę problemów możemy odkryć czytając poszczególne rozdziały listu. Nie była to krótka lista.
Podczas wspólnych zgromadzeń i wieczerzy pańskich, niektórzy upijali się winem, obżerali się i nie zostawiali nic dla tych, którzy przychodzili później. Wykonywany zawód oraz majętność pozwalała tym bogatszym już wcześniej zaczynać wspólną wieczerze. Ci biedniejszy i bardziej spracowani docierali na zgromadzenia dużo później. Nie było poczucia wspólnoty.
Z listów Pawła wiemy, że gdy pewnego razu odwiedził zbór w Koryncie został tam źle potraktowany. Ktoś ze zboru miał sprawić mu ból i publicznie go poniżyć. Choć nie znamy szczegółów tej nieprzyjemnej wizyty, to Paweł pisał wiele o smutku i nazywał ją bolesną wizytą.
Nie były to jednak jedyne nieprzyjemności. W między czasie do Koryntu przyjechali inni apostołowie, którzy twierdzili, że są tymi lepszymi i prawdziwymi nauczycielami. Oskarżali Pawła o brak charyzmy, o to, że naucza niezrozumiale. Zarzucali, że choć w listach wykazuje się odwagą, to w prawdziwym życiu jest tchórzliwy i słaby. Jednocześnie chwalili się swoją władzą i mądrością. Kościół podzielił się na różne frakcje. Jeden mówił o sobie, że jest uczniem Pawła. Drugi, że uczniem Apollosa, trzeci Kefasa. Jeszcze inny, że uczniem samego Chrystusa.
Paweł dostrzegał, że cała jego praca idzie na marne. Głoszona przez niego i innych apostołów Ewangelia zamiast łączyć, zaczęła dzielić Koryntian. Ponadto chrześcijanie w Koryncie są postrzegani przez innych mieszkańców jako skłócona i zdemoralizowana sekta, gdzie każdy walczy jedynie o swój autorytet. Nie jest to dobre świadectwo jakie dają światu. Paweł wolał nie odwiedzać już Koryntu. Nawet odwołał planowany przyjazd.
Pomocą jednak okazał się przyjaciel Pawła Tytus. Choć nie znamy szczegółów, to Tytusowi udało się pojednać skłóconych Koryntian. Doprowadził nawet do pojednania Apostoła Pawła ze zborem w Koryncie. Pawłowi sprawiło to ogromną radość. W swoim liście pisał dużo o wybaczeniu, które przynosi jedność.
Apostoł Paweł rozpoczyna swój list wychwalając i wielbiąc Boga, którego nazywa „Ojcem współczucia” i „Bogiem wszelkiej pociechy”.
Bóg jest Bogiem współczucia, zmiłowania i pocieszenia. To tam właśnie Paweł dostrzega działanie Boga.
Bóg pociesza nas we wszelkim utrapieniu naszym, abyśmy tych, którzy są w jakimkolwiek utrapieniu, pocieszać mogli taką pociechą, jaką nas samych Bóg pociesza.
Pisząc o utrapienia Paweł ma na myśli wszystkie trudności i cierpienia, które spotkały go i jego towarzyszy. Niechęć ze strony ludzi, trudy fizyczne, niebezpieczeństwa, prześladowania, lęk przed cierpieniem i śmiercią. Te wszystkie trudności i smutki spotkały Pawła, ale jednocześnie znalazł on pocieszenie.
Apostoł Paweł zauważa, że w trudnościach i wytrwałości w utrapieniu jest coś pozytywnego. Ten kto doświadczył odrzucenia jest silniejszy od tego, który nigdy nie doświadczył odrzucenia. Ten kto odważył się stanąć twarzą w twarz ze swoim wrogiem jest bliższy pojednania niż ten, kto ukrywa swoją nienawiść i knuje za plecami. Ten kto się pomylił jest bliższy prawdy i sukcesu niż ten, kto nigdy błędu nie popełnił. A co dla Apostoła Pawła było najważniejsze: ten kto doświadczył bólu i straty jest teraz zdolny do współczucia i pocieszania tych, którzy cierpią.
W ten sposób Apostoł Paweł dostrzega sens w swoim własnym utrapieniu. Doświadczył je po to, aby mógł nieść wsparcie innym utrapionym.
Bo, jak liczne są cierpienia Chrystusowe wśród nas, tak też i przez Chrystusa obficie spływa na nas pociecha.
Według Apostoła Pawła chrześcijanie cierpią cierpieniem Chrystusa. Cierpienie Chrystusa nie jest jednorazowym wydarzeniem, które miało raz miejsce. Cierpienie Chrystusa jest wciąż obecne. Chrześcijanie doświadczają go również we własnym ciele i własnym duchu. Ale skoro jest to cierpienie Chrystusa to znajduje się w niej obfita pociecha.
Jeśli tedy utrapienie nas spotyka, jest to dla waszego pocieszenia i zbawienia; jeśli zaś pocieszenie, jest to ku waszemu pocieszeniu, którego doświadczacie, gdy w cierpliwości znosicie te same cierpienia, które i my znosimy;
Apostoł Paweł widzi, że utrapienie, które go spotkało było potrzebne, ponieważ doprowadziło do pojednania i pocieszenia. Jakże trudno nam niekiedy zaakceptować takie podejście. Trudności i utrapienia są raczej dla nas czymś co za wszelką cenę wolimy unikać. A jeżeli już się wydarzą to za wszelką cenę chcemy zapomnieć o nich i udawać, że nigdy nie miały miejsca. Paweł pokazuje nam zupełnie inną drogą. Smutek może być również darem Bożym. Doceń trudności, które los stawia ci na drodze. Wyciągnij z nich lekcje. Są one środkiem do większego celu. W przypadku Pawła było to pocieszenie i pojednanie.
Jednocześnie Paweł wie, że sam służy innym ludziom. Utrapienia sprawiają, że staje się on lepszym człowiekiem nie dla samego siebie, ale dla innych. Pisze do Koryntian: Jeśli jestem utrudzony, to dla waszej pociechy i zbawienia. Jeśli znajduje pocieszenie, to po to, aby Wam je zanosić.
Możemy się tylko domyślać, jakie mogły być cierpienia Koryntian, w których Paweł chciał być pocieszeniem. Mieszkańcy miasta mogli doświadczać konfliktów między rodzinami i krewnymi. Mogły to być bolesne problemy i drobne codzienne przykrości, które rodziło bycie w mniejszości jako chrześcijanie w mieście zdominowanym przez pogan. Paweł dostrzega podobieństwo pomiędzy Krzyżem, który niósł Chrystus, krzyżem, który on sam niesie i krzyżem, który Koryntianie muszą nieść. Wraz z trudnościami rosła jego nadzieja na pocieszenie.
A nadzieja nasza co do was jest mocna, gdyż wiemy, iż jako w cierpieniach udział macie, tak i w pociesze.
A jak jest z nami? Jak radzimy sobie z trudnościami? Jak reagujemy na ból i przykrości?
Apostoł Paweł przekazuje nam dziś bardzo ważną lekcję. Gdy spotykają nas trudności, gdy na swojej drodze widzimy same kłody. Gdy mamy wrażenie, jakby cały wszechświat spiskował przeciwko nam. To nie pytajmy wtedy kto jest sprawcą naszych trudności. Nie szukajmy winnych. Nie pytajmy, co sprawiło, że musimy teraz tak cierpieć. Zamiast tego zapytajmy siebie i Boga: PO CO? Jaki cel możemy odnaleźć w tym wszystkim? Do czego zbliżają nas te wszystkie trudności? Nie zawsze potrafimy dostrzec od razu odpowiedzi. Często dopiero z perspektywy czasu dostrzegamy wartość wszystkich utrapień i przykrości. Ale właśnie w tym rodzi się nadzieja i pocieszenie. W czekaniu, w otwartości i szukaniu odpowiedzi. Odpowiedzi od Boga.
Apostoł Paweł wiedział, że smutek może być również darem, bo właśnie pocieszeniu znajdował Boga. I dlatego też nazywał Boga Bogiem wszelkiego pocieszenia. To wszystko sprawiało, że w obliczu trudności i cierpień jeszcze silniejsza okazywała się jego nadzieja. A jak jest z nami? Czy przyłączymy się do Apostoła Pawła? Czy dostrzeżemy nadzieję w smutku i utrapieniu? To pytanie do każdego z nas. Amen