1 Mż 2, 4b-9 15
Fragment wyznaczony do dzisiejszego rozważania jest drugim biblijnym opisem stworzenia świata. Większość z nas opowieść o stworzeniu kojarzy się ze słynną historią o sześciu dniach stworzenia. Dziś jednak mamy do czynienia z trochę z innym opisem, skupionym przede wszystkim na człowieku. Nasz bardzo stary fragment jest opowieścią – pełną symboli i metafor – o tym jak Bóg tworząc świat, utworzył również człowieka i umieścił go w ogrodzie zwanym Eden.
W dniu, w którym PAN Bóg uczynił ziemię i niebo, 2.5nie było jeszcze żadnego krzewu polnego na ziemi ani nie wyrosła żadna polna trawa, ponieważ PAN Bóg nie spuścił deszczu na ziemię i nie było człowieka, który by uprawiał ziemię. 2.6 Tylko mgła wydobywała się z ziemi i nawilżała całą powierzchnię gleby.
Dla dzisiejszego człowieka „ziemia i niebo” to tylko dwa elementy otaczającego świata. Jesteśmy świadomi istnienia poza niebem odległych galaktyk. Wiemy też, że umysł i psychika człowieka jest oddzielnym bogatym światem. Jednak dla starożytnego umysłu „ziemia i niebo” wyznaczały granice całego wszechświata. Ziemia i niebo obejmowały wszystko, zarówno to, co widzialne, jak i to, co niewidzialne.
Deszcz o którym mowa, podobnie jak woda, ma dwa ważniejsze znaczenia. Z jednej strony jest gwarantem życia i rozwoju. Woda jest potrzebna każdej ożywionej istocie. Nie jesteśmy sobie w stanie nawet wyobrazić dnia, w którym nie korzystamy z wody. Bez jedzenia człowiek potrafi przeżyć kilka tygodni. Bez wody umiera w ciągu kilku dni. O tym, że bez wody nie ma życia, najlepiej wiedzą ci, którzy doświadczyli suszy. Z drugiej strony deszcz symbolizuje chaos i tajemnicę. Woda nie posiada swojego kształtu. Deszczu nie możemy zaplanować. Woda w postaci mgły ukrywa przed nami to, co normalnie powinno być widoczne. Mgła naraża nas niekiedy na niebezpieczeństwo, o czym wiedzą wszyscy kierowcy i wszyscy wędrowcy. Woda potrafi niszczyć. Z różnych stron Polski czy świata docierają do nas informację o tym, jak powódź niszczy czyjąś pracę i odbiera dom nad głową. Woda skrywa w sobie tajemnicę.
Bóg według naszej księgi działa właśnie jak woda. Bez Bożej mocy nie ma żadnego życia. Wszystko zamienia się w pustynię, a nawet pustynia nie ma prawda istnieć. Nieskończenie twórcza Boża moc, każdego dnia, każdej godziny, w każdej minucie i w każdej sekundzie podtrzymuje nasze istnienie.
Jednocześnie Boża moc pozostaje dla nas tajemnicą. Ukrywa przed nami swój ostateczny cel. Wymyka się każdej naszej próbie uchwycenia jej w jednym kształcie. Nie chce być rzeczą, którą możemy wykorzystywać i traktować jako własność.
Wtedy PAN Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, tak że człowiek stał się żywą istotą. Potem PAN Bóg zasadził ogród w Edenie na wschodzie. 2.9 PAN Bóg sprawił, że wyrosły z ziemi wszelkie pięknie wyglądające drzewa o smacznych owocach, a w środku ogrodu drzewo życia oraz drzewo poznania dobra i zła.
Potem PAN Bóg wziął człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby go uprawiał i strzegł.
Bóg formuje człowieka z prochu ziemi niczym dziecko, które formuje figurki z plasteliny. Formuje człowieka jak garncarz, który lepi z gliny naczynia. Bóg tchnął w nozdrza człowieka oddech życia. Oddech, który sprawa, że człowiek jest istotą żywą. Jest to ten sam oddech o który walczą lekarze, szczególnie w czasie epidemii. Następnie Bóg tworzy ogród Eden i umieszcza w nim człowieka. Słowo „Eden” pierwotnie oznaczało radość, przyjemność czy skarb. Człowiek więc został umieszczony przez Boga w ogrodzie radości. Pierwszym i podstawowym zadaniem człowieka jest pielęgnować i pilnować tego ogrodu.
Dosłownie rozumiana opowieść o stworzeniu świata i człowieka spotyka się z krytyką niektórych wykształconych ludzi. Zwracają oni słusznie uwagę, że człowiek nie jest dosłownie kawałkiem ziemi. Naukowcy przekonująco udowadniają nam, że świat powstaje miliardy lat i stale się rozwija. Jednakże dzisiejszy fragment mówi nam o czymś innym.
Prawda, która znajduje się w tym fragmencie, odczuwana jest przez nas wszystkich. Odczuwana jest zwłaszcza, kiedy nasze dusze ogarnia smutek, a my uświadamiamy sobie naszą nicość. Biblia uczy nas, że nasze życie nie jest naszym własnym życiem. Nasza obecność na ziemi nie jest naszym własnym dziełem. Nie jest naszą decyzją. Zostaliśmy powołani do istnienia i ukształtowani przez tę samą moc, która unosi wszechświat i ziemię oraz wszystko na niej. Zostaliśmy stworzeni przez Bożą moc – w porównaniu z którą jesteśmy nieskończenie mali.
Niekiedy rodzice mogą usłyszeć od swoich dzieci pewne słowa, które wstrząsają nimi. Słowa, których nie sposób tak po prostu zignorować. „Nie prosiłem, żebyś mnie urodziła.” albo „Nie prosiłam o bycie w tej rodzinie.”. Słowa te są ostre niczym miecz. Sprawiają, że człowiek traci grunt pod swoimi nogami. Cała dotychczasowa miłość, poświęcenie i troska rodzicielska zostają wstrząśnięte u samych podstaw.
I podobnie, gdy choroba, ból i niepokój zabierają nam wszelką wolę życia. Gdy cierpienie mieszka w naszych sercach, a my nie potrafimy cieszyć się życiem. Gdy rozpacz niszczy nasz Eden – nasz ogród radości, który powinniśmy podtrzymywać przy życiu. Wtedy tracimy wszelką siłę i odwagę akceptowania naszego życia takim, jakim obdarzył nas Bóg. Wtedy czujemy złość nie tylko w stosunku do naszych rodziców, ale przede wszystkim do Boga. Nie jest łatwo znaleźć odpowiednie słowa w obliczu takiego bólu. Modlimy się wtedy w naszych sercach o Boże tchnienie. Błagamy o łaskę, która potrafi przezwyciężyć nasz ból i naszą rozpacz.
Wtedy możemy dostrzec, że pomimo tego całego zła, które nas spotyka, Bóg potrafi stworzyć coś nowego. Nadać nowy sens. Tchnąć w nasze nozdrza nowe tchnienie życia. Co niedzielę nazywamy Boga Stwórcą, ale zapominamy, że stwórcza moc działa kierując i lecząc nasz świat. Ta twórcza moc może nie usunie krzywdy, która nas spotyka. Nie zadziała jak magiczne zaklęcie wypowiedziane przez czarodzieja. I nie cofnie czasu, aby wydarzenia, które nas dotknęły nigdy się nie zdarzyły. Ale uczyni coś nowego. Po prostu coś nowego. To coś nowego dostrzegamy czasem w kościele, gdy słyszymy Słowo Boże o przebaczeniu. Zwłaszcza, gdy jesteśmy potępiani przez samych siebie i czujemy, że nie zasługujemy na akceptację. To coś nowego dostrzegamy w naszym codziennym życiu gdy spojrzymy z miłością na naszych bliskich lub ktoś obdarzy nas takim spojrzeniem. Czujemy podmuch Bożego oddechu, który wypełnia i ożywia nasze obumierające ciała i dusze. Wtedy doświadczamy łaski – tego Bożego tchnienia, które czyni z nas istotę żywą. Wtedy na nowo mieszkamy w radosnym ogrodzie Eden. Znajdujemy słowa wdzięczności zarówno do naszych rodziców, którzy nas przynieśli na ten świat, jak i do Boga, którego moc powołała ten świat do życia i podtrzymuje go każdego dnia. Łaskę te znajdujemy w obrazie Jezusa – w jego śmierci i zmartwychwstaniu. To on jest tym Bożym tchnieniem, które sprawia, że mieszkamy w ogrodzie radości.
Dzisiejszy fragment uczy nas, że życie, które mamy nie pochodzi od nas. Nikt z nas nie zdecydował o tym, żeby się urodzić, gdzie się urodzić i kiedy się urodzić. Nasze życie jest darem mocy Bożej, która stworzyła nasz wszechświat i tworzy go każdego dnia. Pytanie, czy jesteśmy wdzięczni za to co mamy – jest pytaniem do każdego z nas z osobna.
Moi mili, życzę nam wszystkim Bożego tchnienia, które ożywia nasze ciała i sprawia, że potrafimy cieszyć się tym, co mamy. Boże tchnienie sprawia, że wdzięczność naszego serca staje się możliwa. Życzę wszystkim Bożego oddechu, który napełnia nasze serca miłością i umieszcza nas w prawdziwym ogrodzie radości. Pamiętajmy również, aby pielęgnować i strzec naszego ogrodu. Jest to zadanie, które Bóg powierza każdemu z nas! Amen!