Mk 8,31-38
Fragment biblijny, który Kościół przeznaczył do dzisiejszego rozważania, jest częścią jednego z ważniejszych momentów opisanych w Ewangelii Marka. Jest to opowieść o początku chrześcijaństwa, ponieważ uczniowie po raz pierwszy dostrzegli w Jezusie oczekiwanego Chrystusa. Dostrzegli w nim prawdziwego mesjasza.
Nasza opowieść zaczyna się w momencie, gdy Jezus wędruje wspólnie z uczniami. Rozmawia, naucza, leczy. W drodze uczniowie informują Jezusa, że wśród ludzi uchodzi on za jednego z proroków. Ludzie oczekują czegoś niezwykłego: nowego porządku świata, który nastanie w niedalekiej przyszłości. Jezus w oczach ludzi jest więc prekursorem nowego porządku. Jest prorokiem, który przygotowuje nowy i ostatni rozdział w historii. Według ludzi niedługo po Jezusie pojawi się prawdziwy Chrystus i nastanie nowy świat, w którym panować będzie sprawiedliwość i pokój.
Jezus pyta jednak swoich uczniów: A za kogo Wy mnie uważacie? W odpowiedzi Piotr po raz pierwszy nazywa Jezusa Chrystusem. Mówi mu coś innego, niż ludzie. Piotr nie uważa Jezusa za prekursora. Nie uważa, że należy czekać na kogoś innego, na kogoś lepszego. To Jezus jest tym, na kogo czekają. To on jest tym, który przemienia świat i człowieka.
Do tej pory wyjątkowość Jezusa dostrzegali jedynie chorzy i opętani. Ci, którzy byli dręczeni przez demony i desperacko szukali spokoju ducha. Teraz jednak następuję punkt kulminacyjny Ewangelii. Jezusa rozpoznają również jego uczniowie. Piotr nazywa go Chrystusem.
Jezus nie odrzuca tego imienia, ale jego pierwszą reakcją na wyznanie Piotra jest nakaz, aby nikomu o tym nie mówił. Obecność Chrystusa jest tajemnicą; nie każdy może ją zrozumieć. Nie każdy może ją zobaczyć. Bycie Chrystusem znaczy coś innego dla Jezusa, niż dla innych ludzi. Dlatego lepiej milczeć, niż powiedzieć o nim coś nieprawdziwego.
I po tym wyznaniu Piotra, Jezus naucza:
Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, musi być odrzucony przez starszych, arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie i musi być zabity, a po trzech dniach zmartwychwstać. I mówił o tym otwarcie. A Piotr wziął go na stronę i począł go upominać. Lecz On odwrócił się, spojrzał na uczniów swoich i zgromił Piotra, mówiąc: Idź precz ode mnie, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boskie, tylko o tym, co ludzkie.
Jezus mówi coś, co jest sprzeczne ze wszystkim, czego oczekiwał lud. Jest sprzeczne z tym, na co liczyli uczniowie. Jezus mówi, że ma być odrzucony przez władze polityczne narodu żydowskiego. A przecież lud oczekiwał, że Chrystus będzie królem. Jezus ma być odrzucony przez władze religijne narodu wybranego. A przecież lud oczekiwał, że Chrystus będzie przywódcą religijnym. Ma cierpieć – Ten, który miał przemienić wszelkie cierpienie w błogosławieństwo. Ma umrzeć – Ten, który miał pokonać śmierć. Wszystko stoi na głowie.
Ale Jezus nie odrzuca swojego przeznaczenia. Mówi, że po trzech dniach ma przezwyciężyć odrzucenie i śmierć. Oznacza to, że Jego odrzucenie i śmierć nie będą klęską, ale koniecznymi krokami do tego, aby mógł być Chrystusem. Tak musi być. Tylko w ten sposób może być prawdziwym Chrystusem. Nie może tego zrobić zasiadając na tronie. Nie może tego zrobić ubierając się w szaty arcykapłana. Nie może tego zrobić z pozycji władzy i autorytetu.
Piotrowi jednak nie podobają się słowa Jezusa. Piotr myśli na sposób ludzki. Być może zszokowały go te słowa. Być może zrodziły w nim smutek. Nie chciał, aby Jezus cierpiał, aby został odrzucony i zabity. Największy z uczniów wziął więc Jezusa na stronę, aby go po koleżeńsku upomnieć i skarcić za te słowa. Jezus dostrzegł jednak w zachowaniu Piotra szatańską pokusę. Jezus wie, że musi cierpieć i umrzeć, ponieważ prawdziwy Chrystus nie może być Chrystusem chwały i władzy. Prawdziwy Boży Mesjasz rodzi się w grobie. Co znaczą te tajemnicze słowa?
Chrystus musi cierpieć i umrzeć, ponieważ zawsze kiedy Bóg prawdziwe się objawia, to ludzkość nie może Go znieść. Taki jest los boskości, która przychodzi do człowieka. Jest odrzucona przez władzę – królów i przywódców. Jest odrzucona przez autorytety religijne – kapłanów i starszych. Ludzkość odrzuca Boga, który jawi się jako zagrożenie dla dotychczasowego porządku i tradycji. Dlatego trzeba Go zniszczyć i ukrzyżować. I tymi, którzy przede wszystkim odrzucają Boga nie są najmniejsi. Robią to nasi reprezentanci. Ci najwięksi i najbardziej szanowani. Jezus wymienia starszych, którzy cieszą się autorytetem. Wymienia pobożnych arcykapłanów. Wymienia uczonych, którzy na pamięć znają całe Pismo Święte. Oni wszyscy widzą w Chrystusie zagrożenie dla statusu quo. Oni wszyscy odrzucą Chrystusa. Skażą go na cierpienie.
Cierpienie jest po ludzku czymś niezrozumiałym, tajemniczym, ale jest też czymś objawiającym. W odrzuceniu i cierpieniu możemy dostrzec coś, czego nie widzimy w triumfalnym zwycięstwie, w manifestowaniu swojej potęgi, mocy i władzy. Niekiedy dopiero łzy pokazują nam, jak bardzo kogoś kochamy.
Od kilku dni docierają do nas obrazy wojny na Ukrainie. Naród ukraiński został odrzucony przez rosyjską władzę i jest teraz atakowany. Potężna armia wielkiej Rosji niszczy słabszą Ukrainę. I gdy tak przyglądamy się tej okrutnej sytuacji, gdy patrzymy na cierpienie Ukrainy, to nasze serca nie pozostają obojętne. Są poruszone. Z każdych stron płynie wsparcie materialne i duchowe. Mocniej niż kiedykolwiek dostrzegamy w Ukrainie naszych braci i nasze siostry. Widzimy czym jest prawdziwe człowieczeństwo.
Jest w tym jakaś tajemnica. Inna sytuacja nie wzbudziłaby w nas takiej jedności. Nie obudziłaby w nas człowieczeństwa i bezinteresownej miłości. Miłości, o której pisał Apostoł Paweł, że jest większa niż wiara i nadzieja. Miłości, która nie szuka swego.
Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i naśladuje mnie.
Pójście za Jezusem jest więc drogą bycia odrzuconym. Jest byciem niezrozumiałym, nietolerowanym i nieakceptowalnym. Nie dlatego, że uczeń Jezusa jest kłamcą i błądzi. Ale dlatego, że uczeń Jezusa niesie prawdę, której ludzie nie chcą i nie mogą znieść. Chrystus mówi wszystkim władcom tego świata – wasza władza nie jest ostateczna. Mówi wszystkim starszym – wasza prawda przemija. I wszystkim uczonym w Piśmie mówi – Boga nie można zamknąć w waszej mądrości i waszej interpretacji. Mówi wszystkim: bez miłości jesteście niczym.
Zaprzeć się samego siebie oznacza odrzucić to, co sprawia, że dbamy o swoją pozycję i swój komfort. Zaprzeć się samego siebie oznacza odrzucić w nas wszystko to, co hamuje nas przed pójściem za Jezusem – przed pójściem za głosem serca. Zaprzeć się samego siebie oznacza powiedzieć nie samemu sobie. Temu, co w nas słabe. Temu, co mówi nam, że mamy kierować się w życiu tym, co inni o nas myślą. Naśladować Jezusa oznacza nie ufać swojej dumie, ale zaufać Bogu, który przemawia – nie poprzez siłę i przemoc – ale po przez nasze serca.
Jezus mówi „nie” pokusom, które mówią, że można być Chrystusem chwały i władzy. I że Chrystus może podporządkować sobie cały naród i cały świat. Że może stać się kolejnym politycznym i religijnym przywódcą, który pozbawia ludzi wolności i wyboru.
Bo kto by chciał duszę swoją zachować, utraci ją, a kto by utracił duszę swoją dla mnie i dla ewangelii, zachowa ją.
Kto z miłości poświęca wszystko, co posiada, jest tym, który tak naprawdę wszystko zdobywa. Kto jednak przeciwko miłości chce zachować wszystko, co posiada, jest tym, który wszystko traci. Miłość potrafi nadać sens nawet największej stracie i największemu cierpieniu. Ale brak miłości odbiera znaczenie największemu bogactwu i największemu zwycięstwu.
Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? – pyta nas Jezus.
Kto bowiem wstydzi się mnie i słów moich przed tym cudzołożnym i grzesznym pokoleniem, tego i Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale Ojca swego z aniołami świętymi.
Czemu Jezus nazywa starszych, arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie cudzołożnym i grzesznym pokoleniem? Cudzołóstwo w Biblii bardzo często oznacza po prostu bałwochwalstwo. Zdradę Boga i zwrócenie się w stronę innych bogów. Czemu więc Jezusa nazywa pokolenie swoich rodziców bałwochwalcami? Jezus nazywa tak tych, którzy go wychowali religijnie i moralnie.
W pewien sposób każde starsze pokolenie jest bałwochwalcze, ponieważ im starsi jesteśmy tym, bardziej zamykamy się w naszych utartych przekonaniach. Postępujemy tak, jakbyśmy wszystko już wiedzieli o Bogu. Tracimy otwartość, którą jeszcze jako dzieci posiadaliśmy. Te otwartość, gdy z ufnością i zaciekawieniem spoglądaliśmy na Boży świat i zaskakujące Boże działanie. Z czasem jednak zapominamy o tym dziecięcym spojrzeniu. Dbamy o swój komfort, odwracamy wzrok. Odrzucamy i potępiamy tych, którzy nie pasują do naszego światopoglądu. Z łatwością wydajemy wyroki. Zachowujemy się jakbyśmy w pełni znali wolę Boga. Ale Bóg, którego można w pełni znać, nie jest Bogiem. Jest bałwanem, którego stworzyliśmy sobie dla własnej wygody.
Na koniec Jezus ostrzega uczniów i nas wszystkich. Nie wstydźmy się miłości i otwartości. Nie odwracajmy wzroku od tego, który jest odrzucony i niezrozumiały. Nie wstydźmy się tych, którzy z miłości do drugiego człowieka rezygnują z własnego komfortu. Nie potępiajmy tych, którzy poszli drogą serca i teraz cierpią. To oni tak naprawdę zachowują swe dusze i człowieczeństwo. To do nich należy ostateczna chwała. To oni są ostatecznie zwycięzcami. Amen.