Hbr 11,1-2;12,1-3
W moich rozmowach z kolegami ze studiów – tymi, którzy dzisiaj są duchownymi i kaznodziejami w różnych częściach Polski – często przewija się temat pisania kazań i tego, jak przygotować kazanie, co należy mówić, co jest ważne. Nasze rozmowy dotyczą najtrudniejszego zadania Kościoła – czyli zwiastowania. Ożywanie martwych liter starożytnych tekstów, aby odnaleźć w nich ducha, którym jest Słowo Boże.
Najtrudniej przygotować kazanie na podstawie nowotestamentowych listów. O ile w większości ksiąg Starego Testamentu oraz w Ewangeliach mamy do czynienia z fabułą, z historią, z bohaterami – co otwiera ogromne pole do interpretacji i przemyśleń. To w listach dominuje przekaz wyłożonych prawd teologicznych. Nie wdając się w skomplikowaną teologię, najprościej byłoby więc powtórzyć fragment listu. Powtórzyć w słowo w słowo, co napisał Paweł, Piotr czy Jan. Powiedzieć na końcu Amen i zakończyć rozważanie. Niestety to, co najłatwiejsze i najprostsze nie zawsze jest tym, co najlepsze. Dlatego spróbujmy zmierzyć się z naszym tekstem.
Wiara jest pewnością tego, czego się spodziewamy, przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy.
Nasz fragment zaczyna się od określenia, czym jest wiara. Według wielu współczesnych teologów i religioznawców słowo „wiara” jest jednym z najbardziej wieloznacznych i niezrozumiałych słów w słowniku religijnym. Używamy go bardzo dowolnie, często w różnych znaczeniach. Podobnie jak inne pojęcia religijne słowo to skrywa w sobie tajemnicę.
Niemniej jednak przeczytany fragment wydaje nam się dziwny. Wręcz niezrozumiały. Czy nie powtarzano nam i wciąż nam się nie powtarza, że wiara jest czymś niepewnym? Często mówimy, że wiara to nie wiedza. Pewność należy do wiedzy, do tego co widzimy na własne oczy. Do tego, co zostało w rzetelny sposób udowodnione. A wiara przynależy do tego, co niepewne. Do tego, co przyjmujemy bez pewnej wiedzy. Niepewność rekompensujemy sobie naszymi chęciami, naszą wolą, zaufaniem.
A dzisiejszy fragment mówi nam coś zupełnie na odwrót. Wiara jest pewnością. Jak mamy rozumieć te słowa?
Wielki Reformator Marcin Luter w swojej dyskusji teologicznej stwierdził, że „nie ma nic gorszego niż niepewność”. W swojej debacie z innymi teologami uważał, że chrześcijanom potrzebna jest pewność, a nie to, co tylko możliwe albo tylko prawdopodobne. Mówił „Pozbądź się pewności, a pozbędziesz się chrześcijaństwa”. Każde słowo proroków Starego Testamentu i każda księga Nowego Testamentu mówi o pewności i potwierdza takie podejście. Ani Jezus, ani Paweł, ani Jan nie mówią o prawdopodobieństwie. Nie twierdzą, że może to, co mówią jest prawdziwe. Stwierdzają kategorycznie z niewzruszoną pewnością. W ich słowach wybrzmiewa pewność.
Wszak wierze jako pewności zawdzięczają przodkowie chlubne świadectwo.
Dla naszegoautora listu pewność jest czymś, co dobrze świadczy o człowieku. Przynosi mu chlubę w oczach Żydów i chrześcijan. Jest czymś, czego człowiek poszukuje i pragnie.
Dzisiejsze czasy charakteryzują się tym, że zwłaszcza w sprawach duchowych pewność jest czymś rzadkim i trudnym. Z wielkim podziwem (lub pożałowaniem) patrzymy na ludzi, których charakteryzuje odwaga i brak wątpliwości.
Współczesnemu człowiekowi jest trudno czasem zrozumieć taką absolutną pewność. Taka pewność jawi się jako obca. Zwłaszcza, że na co dzień żyjemy raczej wątpliwościami i niepewnością odnośnie tego, co słyszymy, a nawet tego, co widzimy. Apostoł Paweł w swoim liście pisał, że nawet gdyby on sam w przyszłości albo sam anioł z nieba głosił inną ewangelię, niż ta, którą im ogłosił, to powinien być przeklęty.
Być może jakaś część w nas poczuje pewnego rodzaju opór albo oburzenie przeciwko takiej niewzruszonej pewności. Ale na pewno nie powód do chluby. Zwłaszcza, że absolutna pewność może prowadzić do wykluczania i potępiania wszystkich, którzy się z nami nie zgadzają. Tak jak w naszej historii prowadziła kiedyś do nietolerancji i krwawych walk religijnych.
Czy więc staliśmy się wszyscy świadomie lub nieświadomie sceptykami? Czy uważamy, że chrześcijaństwo jest tylko jedną z możliwości obok innych możliwości? A może najbardziej prawdopodobną, ale bez absolutnej pewności? Czy zatem w sporach Jezusa z faryzeuszami, albo w walce Apostoła Pawła z tradycyjnymi żydowskimi i pogańskimi religiami, lepszy byłby kompromis i brak pewności?
Przeto i my, mając około siebie tak wielki obłok świadków, złożywszy z siebie wszelki ciężar i grzech, który nas usidla, biegnijmy wytrwale w wyścigu, który jest przed nami.
Według naszego listu chrześcijanin charakteryzujący się wiarą jako pewnością nie jest sam. Ma obok siebie „wielki obłok świadków”. Tych, którzy go wspierają. A więc wszystkich tych, którzy jak on doświadczyli Boga. Boga, który uwolnił ich od wielkiego ciężaru. Zrzucił jarzmo grzechu, poczucia winy i lęku – wszystkiego tego, co człowieka ograniczało i zniewalało.
Patrząc na Jezusa, sprawcę i dokończyciela wiary, który zamiast doznać należytej mu radości, wycierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę i usiadł na prawicy tronu Bożego.
Chrześcijanin patrzy na Jezusa, który cierpi na krzyżu. I cierpiący Chrystus jest sprawcą pewności chrześcijanina.
Ale przyjrzyjmy się bardziej naszemu tekstowi. Znajdziemy tam coś niespodziewanego. Fragment listu mówi nam, że wiara jako pewność nie jest naszą pewnością – nie jest pewnością siebie. Sprawcą, a nawet gwarantem naszej wiary nie jesteśmy my jako ludzie. Żaden człowiek nie wkłada sobie do głowy wiary. Nie może jej w sobie stworzyć i posiadać jako własnej.
Jest to nasza wiara, ale jednocześnie nie nasza wiara. Nasza pewność, ale jednocześnie nie nasza pewność. I to jest opis naszej sytuacji przed Bogiem, który przewija się przez całą Biblię i świadectwa przodków. Wiara jest darem. Wiara jest czymś nieuchwytnym dla naszego umysłu. Wiara jest naszą pewnością, ale tracimy ją w momencie, gdy zaczynamy uważać ją za coś naszego. Tracimy ją, gdy uważamy, że należy do nas – że jest od nas zależna, że możemy ją w jakiś sposób wywołać albo się zmusić do niej. Tracimy pewność, gdy zamykamy ją w naszych ludzkich słowach – niedoskonałych i niewystarczających. Tracimy wiarę, gdy zamieniamy ją w zbiory naszych nauk czy twierdzeń, które miałby by przekonać naszych intelektualnych przeciwników. I wreszcie tracimy wiarę, gdy używamy jej jako naszego narzędzia przeciwko drugiemu człowiekowi.
Mamy pewność tak długo jak patrzymy na Boga. Ale żaden człowiek nie może bez przerwy patrzeć na Boga. Nie mamy pewności, gdy patrzymy na racjonalne czy nieracjonalne argumenty, których używamy, gdy mówimy o Bogu. Nie mamy pewności gdy patrzymy na siebie albo patrzymy na naszą pewność jako na naszą własną. Wtedy dostrzegamy naszą słabość. Nie mamy pewności, gdy patrzymy jedynie na słowa, które używamy. Widzimy jak w obliczu Boga nasze słowa są niewystarczające. Nie mamy pewności, gdy patrzymy jedynie na emocje, które wiara wywołuje. Widzimy, że nie potrafimy zmusić się do tych emocji.
Widzimy jak w naszym duchowym życiu stale kroczymy od pewności siebie do rozpaczliwego zwątpienia. Ale gdy dostrzegamy Boga. Gdy wiara jako pewność przychodzi do nas. Gdy Bóg pozwala nam się oglądać i przezwycięża nasz lęk i niepewność. To wtedy wszystkie nasze wątpliwości nie mają znaczenia. Cały nasz lęk, nasze tchórzostwo – nie ma znaczenia.
Wspomniany Luter przez chrześcijańską pewność miał na myśli „ciągłe przyleganie, potwierdzanie, obronę i niezwyciężoną wytrwałość.” Ale taka pewność nie była czymś, co posiadał jako swoją własność. Nie jest to własność, którą posiadamy jak portfel czy klucze od mieszkania w torbie. Jego własna pewność siebie, jego argumenty teologiczne, cała wiedza o Biblii, która jako wykształcony człowiek posiadał, ostatecznie nie gwarantowały mu niewzruszonej pewności.
Wszystko to ginęło w morzu wątpliwości. Zwłaszcza, gdy ówczesne autorytety religijne w postaci papieża czy biskupów podważały jego wiarę, jego wiedzę, jego oddanie. Groziły mu śmiercią i potępieniem.
Ale czasami, w najgorszych z możliwych chwil, gdy przeżywał piekło wątpliwości i strachu, przychodziło mu do głowy pierwsze przykazanie: „Ja jestem Pan, Bóg Twój”. I wiedział, że nie opuściła go jedna pewność. I to była jedyna, która ostatecznie była mu potrzebna.
A czy my potrafimy odnaleźć taką pewność pomimo tak wielu niepewności, które obecne są w każdej dziecinie naszego życia? Czy potrafimy ją odnaleźć pomimo naszych osobistych wątpliwości, a nawet rozpaczy? Czy jest to możliwe w tym trudnym okresie, kiedy epidemia bije kolejne rekordy, a każdego dnia w samej Polsce umierają setki ludzi?
Odpowiedź na te pytania nie zależy od nas. Prawdziwa wiara, która przezwycięża lęk, jest darem Boga. Prawdziwa wiara jest darem łaski. Możemy osiągnąć pewność apostołów czy reformatorów tylko gdy jest nam dane dostrzec Boga i spojrzeć poza siebie. I wtedy będziemy w stanie zaufać Bogu, którego widzimy. Dlatego bądźmy otwarci na to spotkanie i na to zaufanie. Bóg działa w niespodziewany i niedający się nam kontrolować sposób. Ale gdy się pojawia w naszym życiu, to przynosi pewność i odwagę. Nie różnimy się wtedy wiele od apostołów czy reformatorów, bo wiara, która przychodzi od Boga jest jego Bożą pewnością. Amen